Witam Pani Małgosiu,

piszę do Pani, bo sama sobie nie mogę poradzić. Mam strasznie niską samoocenę, brak wiary w siebie, mimo iż staram się nad sobą pracować. A to wszystko za sprawą mojego byłego chłopaka. Byliśmy ze sobą 2 lata, pierwszy rok był niesamowity, rok temu wszystko zaczęło się psuć, coś w nas/ w nim pękło, nagle się oddaliliśmy. Ja bardzo chciałam z nim być, on mnie zbywał, chciał czasu… i tak przez kilka miesięcy, aż w końcu nie wytrzymałam psychicznie. Później chciał wrócić, żałował, obiecywał, tyle słów miłych mi mówił, ja się ugięłam, zaufałam… bo chciałam, bo kochałam. Było wszystko ok, ale rzadko się widywaliśmy, kłóciliśmy się też często, zaczęła się na nowo manipulacja z jego strony, zbywanie mnie. Po raz kolejny usłyszałam, że nie wie czego chce i chce czasu,

wtedy zakończyłam to po raz ostatni, bo bałam się tego co przechodziłam rok wcześniej. Przez dwa miesiące byłam silna, starałam się, zdałam sesje na studiach, zaczęłam tańczyć, jeżdżę na rowerze, spotykam się ze znajomymi, pracuje pomiędzy studiami… Dowiedziałam się, ze kogoś ma, że zaczął się z nią spotykać zaraz po naszym rozstaniu, a w zasadzie wszystko zaczęło się jak jeszcze byliśmy razem.  Okazało się, że to moja koleżanka, ja ich zapoznałam na jakimś spotkaniu, nie byłyśmy przyjaciółkami, ale mimo wszystko znamy się dobrze. Zniszczyło mnie to psychicznie… On udowodnił, że naprawdę go nie obchodzę, raz ich spotkałam, był to dla mnie szok. Po prostu czuję się beznadziejna, gorsza, zrównana z ziemią, co ona ma czego nie mam ja, czemu muszę tak cierpieć…?! Nie wiem czemu tak to boli, myślę o nich non stop, kiedy wstaje, kiedy się kładę i tak już od miesiąca. Wyobrażam sobie, że są szczęśliwi, spotykają się, sypiają razem, że zajęła moje miejsce. Ten związek mnie wykończył. W pewnym sensie był dla mnie toksyczny, bo za dużo poświęcałam, stawiałam go na pierwszym miejscu….lecz teraz mi go brakuje, tęsknię za byłym, tak jakby był najlepszym facetem na ziemi i nie umiem sobie przegadać, że poznam kogoś lepszego i że to on mnie zranił, bo w końcu odszedł do innej. Jestem atrakcyjna, zadbana, uprawiam sporty, pracuje, studiuję… ale nie widzę w sobie nic pozytywnego, nic co mogłoby postawić mnie na nogi.

Proszę o jakieś rady, o słowa, które pozwolą mi zostawić przeszłość za sobą, bo wykańczam się psychicznie. Chcę w końcu poczuć siłę, wstać i być pewna, że dobrze się stało, że to nie ja jestem przegrana i że to nie ja powinnam żałować. Bardzo proszę o pomoc.

Droga Natalio!
Z Twojego listu wnioskuję, że niepotrzebnie powiązałaś ze sobą dwie sprawy.  Rozstanie i miłość do siebie. Za swoją samoocenę obwiniasz chłopaka chcąc w ten sposób uniknąć odpowiedzialności. Rozumiem, że po rozstaniu, którego nie akceptujesz czujesz się źle, ale to ważny dla Ciebie czas na samotne pobycie ze sobą, na podsumowania, dostrzeżenie własnych błędów. To najbardziej budujący i twórczy okres na osobistą przemianę.
Prawdę mówiąc już tyle pisałam na temat równowagi w związku, że kolejny raz przypominanie o tym, iż rezygnacja z siebie, poświęcanie się dla partnera/ki prowadzi zawsze do katastrofy wydaje mi się niestosowne.  Proszę zapamiętajcie sobie, żeby potem nie powtarzać tych samych błędów z podobnym uzasadnieniem. „Ale ja myślałam, ja chciałam dobrze, za wszelką cenę, za niego, za nas oboje.”   To się nigdy nie sprawdza.  Jeśli w związku nie ma balansu to relacja się zawali.  Partner poświęcający się zawsze traci na znaczeniu dla drugiej strony, ponieważ to z lęku robi więcej niż należy, ze strachu przed odrzuceniem i samotnością. Na bazie strachu nie powstanie nic wartościowego. Trzeba, więc wykazać się pokorą i zgodzić się na to, co jest.  Zauważ, że nie ma już jego w tym związku i chcesz czy nie musisz to zaakceptować. Im szybciej tym lepiej dla Ciebie. Przestań o nich myśleć i zasilać ich swoją energią, a wtedy powrócisz do równowagi i siebie, do tego, co teraz potrzebujesz robić i zaczniesz żyć własnym życiem.  To dla Ciebie najważniejsze.
Piszesz mam strasznie niską samoocenę, brak wiary w siebie. Kochanie, a czyja to jest ocena, czyj brak? Na Twoją samoocenę nikt nigdy nie ma wpływu, zapamiętaj to sobie raz na zawsze. To Ty sama krytykując siebie i oceniając siebie dodajesz sobie znaczenia lub odbierasz. Mechanizm jest prosty musisz to tylko zrozumieć i zaprzestać tego nawykowego postępowania od zaraz.

Po pierwsze potrzebujesz zmienić myślenie o sobie i całej tej sytuacji. Z listu wynika, że towarzyszą Ci ambiwalentne uczucia na swój temat.  Skup się na swoich zasobach, zaletach, zauważ możliwości, myśl pozytywnie. Żyj tym, co jest tu i teraz, a nie przeszłością i przyszłością.  Utrzymuj maksymalnie dobry nastrój i pielęgnuj w sobie postawę zgody i pokory. Niczego w sobie nie poprawiaj, nad niczym nie pracuj, jedynie zauważ, że jesteś doskonała taka jaka jesteś, doceń siebie, a wtedy będziesz mogła się kochać i szanować. Jeśli taka postawa będzie Ci towarzyszyć ustawicznie to zauważysz, że rzeczywistość wokół Ciebie się zmienia, pojawiają się zainteresowani Tobą mężczyźni.
Krok drugi to zwolnienie partnera ze związku, który już nie istnieje.  Były partner jest już tylko byłym partnerem i nie ma powodu poświęcać temu związkowi, ani jemu czasu i energii. Żebyś mogła poczuć się wolna sama uwolnij go od siebie i poprzedniej relacji z Tobą. ( Pamiętaj myślenie o nim – to trzymanie go przy sobie.)  Życz mu wszystkiego najlepszego, spełnienia w miłości, szczęścia, a kiedy to zrobisz w wyobraźni odwróć się od niego i odejdź w swoją stronę nie oglądając się za siebie.

W docenieniu siebie pomoże Ci proces przebaczenia sobie, (o którym już pisałam wcześniej – zrób ten proces koniecznie), wypisanie sobie wszystkich swoich mocnych stron i codziennie dopisywanie nowych, tzn. starych, których dotychczas nie widziałaś, nie doceniałaś, nie dawałaś im uwagi i dlatego nie mogły się przejawiać w Twojej rzeczywistości.
W liście wszystkiego nie opowiem, ale serdecznie zapraszam Cię na bardzo efektywne warsztaty Cud Świadomych Związków po to, żebyś mogła uwolnić się od przeszłość, kodów przodków, ograniczeń i nie popełniać wwięcej szkolnychbłędów.

Z miłością Małgosia

Ps. Nic na siłę, do miłości trzeba dwojga.