0 0 votes
Oceń Artykuł

Wiele już napisano na temat metody nazywanej potocznie Ustawienia Rodzin, Ustawienia Hellingera, Ustawienia Systemowe. Wydano też na ten temat wiele opinii, które skrajnie różnią się od siebie. Oprócz tzw. fachowców, psychologów, psychiatrów, którzy w znacznej części są jej przeciwni, a jej potęgi nie znają, wypowiadają się też niestety Ci, którzy na nich nigdy nie byli. Usłyszeli, że w trakcie pojawia się wiele emocji, złości, smutku czy płaczu i na tej podstawie sami będąc zamknięci na zmiany budują swoje fałszywe przekonania.

Wypowiem się tutaj jako osoba, która najpierw w nich uczestniczyła kilkakrotnie jako klientka. Doznałam wtedy osobistej przemiany, która spowodowała, że w 2006 brałam aktywny udział w cyklu szkoleń nazwanym przez Berta Hellingera Międzynarodowym Kursem Mistrzowskim.

Część materiałów z tego kursu jest dostępna pod linkiem. Proponuję, żeby się z nimi najpierw zapoznać, uczestniczyć kilkakrotnie w ustawieniach jako reprezentant, doświadczyć osobistego ustawienia, otworzyć serce i zaufać prowadzeniu, a dopiero wtedy zdobywając pewną wiedzę, doświadczenie na ten temat wypowiadać się w tym względzie. Oczywiste jest, że tak jak każda inna metoda rozwoju, pomoc psychologiczna czy psychoterapia może mieć swoich zwolenników i przeciwników, to należy zwrócić uwagę, że istotny jest tu czynnik ludzki. Poziom świadomości, otwartość, doświadczenie psychologa czy umiejętność sczytywania z pola ustawiającego. To klient, jeśli jest odpowiedzialny potrzebuje w przypadku jakichkolwiek wątpliwość zbadać dokładnie z kim chce pracować i w jakim systemie.

To jest dobry moment na to by podziękować Ewie Foley, która sprowadziła jako pierwsza do Polski Berta Hellingera. Dzięki Ewa. To spotkanie z nim i jego metodą jest bezcenne nie tylko dla mnie, ale i dla naszego narodowego rozwoju.

Od mojej przyjaciółki Elżbiety dowiedziałam się, że są prowadzone w Warszawie  ustawienia Hellingera i bez zastanawiania się, znalazłam się na sali pełnej podekscytowanych ludzi. Wiedziałam, że to będzie proces głęboki.  Ustawienia rodzinne prowadziła wtedy Joy Manne ceniona w Polsce i na świecie nauczycielka rozwoju osobistego, doktor psychologii buddyjskiej, terapeuta różnych nurtów i ustawiająca.

Był już późny wieczór. Po dniu pełnym emocji, zadziwień i zachwytów nad tym co zobaczyłam na sali u innych osób, zostałam poproszona na środek. Joy zapytała z czym przychodzę, a ja powiedziałam jednym tchem „Wszyscy mi poumierali” i rozpoczęłam wyliczenia w kolejności chronologicznej poczynając od pieska „Muszki”, potem niani, mamy, brata i ojca, który mnie wychowywał. I… jak to wypowiedziałam zaczęłam się cała trząść, tak bardzo, że Joy kazała mi usiąść i głęboko oddychać puszczając z ciała to napięcie. Nie pamiętam co zrobiła jeszcze, co powiedziała do mnie, ale przed oczami pojawiali mi się kolejni zmarli, a ja doznawałam takiego uczucia jakby moje ciało odrywało się od kręgosłupa i kości. Oddychałam, płakałam całą sobą cicho, bezgłośnie z najgłębszej głębi.  Po jakimś czasie wraz z oddechem, zaczęłam się uspokajać. Nie wiem, ile minut to trwało, ale pamiętam, że kiedy wstałam z krzesła, zauważyłam, że wokół było pełno ludzi, których w ogóle nie widziałam przez cały proces.

Tak wyglądał mój „pierwszy raz”.  Trudne, traumatyczne, nie wiem. Ja poczułam spokój.

Na kolejnych ustawieniach byłam z partnerem, z którym jak się to mówi, nam się  nie układało. Koleżanka przypomniała mi, że nie wiadomo co się ujawni na ustawieniach i że jest zagrożenie, że możemy się rozstać. Ja już dłużej nie chciałam w ten sposób z nim trwać, byłam tak zdeterminowana do zmiany tego w czym tkwiłam, że zdecydowałam się znając to ryzyko. Wszystko jedno, godzę się na to co zobaczę i konsekwencje, ważne żebym była w stanie wykonać jakiś ruch. Obserwowałam   jego ustawienie, które pokazało, że on, jego siostra, matka stoją w kręgu tak ciasnym, że stykają się ramionami i patrzą w dół.  Zrozumiałam, że nie ma w tym kręgu miejsca dla mnie, tego miejsca nie było też dla moich poprzedniczek, stąd jego związki się rozpadały. Po śmierci jego ojca matka powiedziała do dzieci „trzymajmy się razem” i trzymali się związani tą klątwą.  Patrzyli za ojcem w śmierć, zamiast żyć swoje życia.

Po tygodniu już nas razem nie było. Nie miałam najmniejszej wątpliwości.  Szybko?
A jaka ulga.

Nie wiem, jak odbierzesz to moje świadectwo drogi czytelniku. Zachęcam Cię jednak do otwarcia się na prawdę, która wszystko i wszystkich uzdrawia.

Ciąg dalszy nastąpi, a póki co zapoznaj się proszę z fragmentem mojej książki

„Cuda Są Naturalne – Niebo Jest w Nas”, gdzie również opowiadam o hellingerowskich ustawieniach.

Najbliższe warsztaty Ustawień Rodzinnych wg Berta Hellingera 24 02 2024r w Jachrance pod Warszawą. :

Porządki w rodzie. (Fragment z książki „Cuda są naturalne

Mistrzu, jestem tak wdzięczna, że aż zapiera mi dech.

„Cudownie, oddychaj głęboko i nieś tę energię dalej”.

Dziękuję, Mistrzu, dziękuję.

Bardzo Wam dziękuję za obecność, otwartość, zdecydowanie i cudowne dary, które ujawniacie: jasnowidzenie, jasnoczucie i jasnowiedzenie. Wszyscy dzisiaj tego doświadczyliśmy. Dziękuję Wam za uważność, takt, kulturę i niezwykłą delikatność, z którą poddawaliście się duchowemu prowadzeniu, które było tak naturalne, jak cuda. Jestem zachwycona tym procesem, któremu prawda nadała kierunek i prowadziła wprost do porządku w rodzie, rodzinie i sobie.

Napisałam te słowa do uczestników ostatnich warsztatów z wdzięcznością za to doświadczenie, które było nam dane przeżyć wspólnie. Wspaniale jest widzieć, jak drugiego dnia po procesie świadomego uwalniania wzorców, przychodzą na zajęcia i wyglądają tak, jakby w procesie wewnętrznej przemiany zrzucili worek kamieni z pleców. Jeszcze chwila refleksji nad tym, co działo się wczoraj, co było immanentną częścią całego procesu przemiany (czasami na wstępie prowadzę medytację), i rozpoczynamy ustawienia. Powtarzam i informuję tych, którzy są pierwszy raz, o działaniu pola morfogenetycznego i o tym, żeby się poddali temu, co płynie z pola, co odczuwa ich ciało, i tylko za tym szli. Wyjaśniam, że to nie teatr i nikt nie gra żadnych ról, tylko reprezentuje konkretną osobę w ustawieniu i kiedy stanie w polu, wie, jak ona się czuje, i odzwierciedla to swoją postawą ciała. Podkreślam, że ustawienie prowadzę dopóty, dopóki energia w systemie płynie. Uprzedzam, żeby nie mieć żadnych koncepcji ani oczekiwań na ten temat i że nie wiadomo, jak się zakończy ustawienie, a fakt ten potrzebujemy zaakceptować na wstępie.

W trakcie pracy do uczestników powoli dociera, że dusza wie, jak wprowadzić porządki w systemie. Najbardziej spektakularne odkrycia, które się zdarzyły podczas mojej pracy, to odnalezienie biologicznych rodziców. Wszyscy potwierdzili to potem w rzeczywistości. Okazuje się, że każde dziecko wcześniej na głębszym poziomie czuło to bez względu na wiek, i ja też mogę to potwierdzić. Ujawnienie prawdy czyni tak ogromną różnicę w ich przestrzeni, że życie układa się jakby samo, a wszystko staje się prostsze i łatwiejsze. Jeszcze w poprzedniej książce pisałam o tym, że nie mogłam pomóc synowi, choć czułam, że skręca w niebezpieczne rejony. Mimo moich wysiłków, wsparcia, pomagania jak potrafiłam, przynosiło to chwilową ulgę, po czym wracał na stare tory. Dopiero kiedy odnalazłam biologicznego ojca, a on dziadka, energia popłynęła i jego życie zmieniło się diametralnie.

Prawda zawsze uzdrawia i uświadomienie sobie, na przykład, że jest się piątym, a nie trzecim dzieckiem, sprawia, że oddajemy szacunek i czynimy miejsce tym nienarodzonym, co pozwala nam odzyskać spokój i w konsekwencji żyć pełnią. Informacja o tym, jak płynie energia w związku małżeńskim czy partnerskim, daje nam możliwość zaakceptowania tego faktu i uszanowania, na przykład, pierwszej żony czy byłych partnerów. Żeby miłość mogła się przejawić w teraźniejszości, wszyscy potrzebują stanąć we właściwym miejscu. Bardzo ważne jest zgodzenie się z faktem, że jestem drugą lub trzecią żoną i w tym układzie mam swoje drugie lub trzecie miejsce. Taki porządek sprawia, że wszyscy, w tym również byli partnerzy (żyjący i nieżyjący) oraz dzieci z poprzednich i aktualnego związku, odzyskują należne im miejsce. Odpuszczają żale i pretensje, walkę o spadki w całej przynależącej do systemu rodzinie. Każdy, żyjący i zmarły, odzyskuje swoją tożsamość i przynależność, a w rodzie zapanuje spokój. Dziadkowie i rodzice mają też pewność, że następne pokolenia nie będą musiały niczego za nich nieść.

Zdarzyło się nawet tak, że w ustawieniu pracowaliśmy z reprezentantem 5-letniego syna Macieja, który jednocześnie okazał się być reprezentantem swojego wujka Krzyśka – brata Macieja, który w wieku 18 lat odebrał sobie życie przez powieszenie, a który zmarł przed jego narodzinami. Uświadomienie całej rodzinie tego faktu i przyjęcie go przez rodzinę z miłością i szacunkiem dla jego losu było uzdrawiające dla wszystkich – nawet tych, którzy siedzieli przy niedzielnym obiadku i nie mieli pojęcia, że takie rzeczy się dzieją. Reprezentant dziecka zaś potrzebował z miłością pożegnać wykluczonego wcześniej wujka, by powrócić do tu i teraz bez obciążeń związanych z jego losem. Maciej zapytany potem, czy wcześniej o tym wiedział, potwierdził tę informację: „Kiedy syn był młodszy, zdarzało się, że przemawiał do mnie głosem mojego zmarłego brata. Wtedy już wiedziałem”.

W tym miejscu przypomina mi się historia, która miała miejsce na kursie u Berta Hellingera w Krakowie. Otóż w przerwie zajęć razem z tłumaczem poszli na lunch. W restauracji spotkali Mrożka i obaj panowie zostali sobie przedstawieni. Wspólnie spożyli posiłek. Po powrocie Bert rozradowany opowiedział nam taką historię: „Poznałem dziś największego polskiego dramaturga Sławomira Mrożka i rozmawialiśmy ponad godzinę o naszej pracy”, po czym zawiesił głos, a jego twarz rozpromieniła się zawadiackim uśmiechem i dodał: „Doceniając jego twórczość, wiem, że nikt nigdy nie jest w stanie napisać czegoś równie wielkiego, jak pisze samo życie. Te dramaty i ich uwalnianie obserwujemy na co dzień podczas ustawień”. Wszyscy cieszyliśmy się razem z nim, wiedząc dokładnie, o czym mówi. Jestem wdzięczna, że mam zaszczyt doświadczać podczas pracy z uczestnikami warsztatów tego misterium prawdy i pojednania, które otwiera kanały uzdrawiania na wszelkich poziomach istnienia. I tym razem byłam obserwatorem cudów, które się działy cicho, naturalnie, kiedy następowała akceptacja i zgoda na to, co było, by móc się przejawić w miłości tu i teraz.

Mistrz pokiwał głową z uznaniem i powiedział:
„Cuda są wyrazami miłości”.
Dziękuję Mistrzu.

0
Would love your thoughts, please comment.x