Taki sposób patrzenia na życie i działania wydaje się być zrozumiały i oczywisty, szczególnie dla sportowców, którzy uczeni są, by trenować systematycznie, w pewnych interwałach, zachowując odpowiedni rytm ćwiczeń, spokojny oddech, przerwy na odpoczynek i właściwe odżywianie.
Wszystko jest zaplanowane po to, by osiągnąć większą wydajność, zwiększyć siłę mięśni, szybkość, czy moc ducha. Jest to idealny scenariusz na odniesienie sukcesu. I nie chodzi tu tylko o zdobycie medalu w takiej czy innej dyscyplinie sportu, zajęcie zaszczytnego miejsca w rankingu firm czy osiągnięć, ale o to, by zachować zdrowie fizyczne i psychiczne oraz głęboką relację z sobą samym.
Naszła mnie taka refleksja właśnie wtedy, gdy zapędziłam się w ślepą uliczkę z pracą, a tak naprawdę z jej nadmiarem. Pracuję samodzielnie i nikt, ani nic mnie nie zmusza, a jednak poddałam się pędowi i prośbom klientów. Dopiero kiedy stanęłam przed ścianą niemocy, otrzeźwiałam, spojrzałam jasno na moją aktualną rzeczywistość i… wybrałam się natychmiast na urlop, który również sama sobie dałam. Od zaraz, tzn. od momentu uświadomienia sobie, że straciłam równowagę, spokój ducha i zapomniałam o sobie. W tym samym momencie, nomen, zepsuł mi się też nowiutki komputer, a czas naprawy gwarancyjnej to 30 dni.
Pod trzech tygodniach intensywnego, a więc leniwego odpoczywania w domu, siadam do cudzego komputera, by napisać o moich refleksjach. Zapewne już byłeś/aś nie raz na urlopie i być może przez pierwszych kilka dni trudno było Ci przyzwyczaić się do nic nie robienia, lub przebalowałeś/aś ten bezcenny czas, by nie dać sobie oddechu, nie spotkać się z sobą samym/ą i nie odpocząć od wyścigu szczurów i wszelkich przymusów i zobowiązań.
A ten czas „nic nie robienia” jest konieczny do tego, by nasz umysł mógł się oczyścić z różnych koncepcji, przymusów i oczekiwań, nadmiaru bodźców i smogu elektromagnetycznego płynącego z naszych komputerów i telefonów. Ciało woła o relaks, a duch podsyła zapachy kwiatów i łąk, piękne krajobrazy i naturę, by ją zauważyć, cieszyć się nią i zachwycać, korzystać z jej dobrodziejstwa i pozwolić się uzdrawiać na jej łonie.
Widziałam też takie osoby, które wybierając się na wczasy, wyszły z pokoju hotelowego chwiejnym krokiem pierwszy i jedyny raz, by… udać się w podróż powrotną do domu.
Pamiętam klienta, który w ramach prowadzonej z nim terapii otrzymał ode mnie zadanie pozostania w domu przez tydzień. Dzieci odwiózł wcześniej na wieś do dziadków, żona wyjechała na trzy tygodnie do Meksyku, więc miał wolny czas dla siebie. I od razu wpadł na pomysł, że zaprosi swojego kumpla z Gdańska, żeby fajnie spędzić razem z nim czas. Ale przecież nie o to chodziło, by znów uciekłał od siebie, spotykając się ze znajomym, tylko żeby spotkał się sam ze sobą. Żeby wykorzystał ten czas na nic nierobienie, na wgląd w siebie, na refleksje nad życiem rodzinnym, relacją z żoną, na określenie swojego stosunku do pracy… i w ogóle. Wyszedł ode mnie niepocieszony, ponieważ to miał być czas bez alkoholu, bez telewizora, bez komputera i telefonicznych rozmów. Kiedy jednak spotkaliśmy się kolejny raz powiedział: „To był trudny tydzień dla mnie, nawet nie wiedziałem, że będzie, aż tak trudno”. Jednak okazał się owocny w nowe pomysły i uświadomienia, dzięki którym zdecydował się wprowadzić w swoje życie zawodowe i rodzinne zmiany, które w niedługiej przyszłości przyniosły rezultaty, przekraczające jego najśmielsze oczekiwania.
Kiedy szłam na pielgrzymkę El Camino przez Francję i Hiszpanię, ponad 20 km każdego dnia, moja towarzyszka podróży zarządziła: idziemy przez godzinę, a potem 10 minut odpoczywamy, idziemy godzinę i odpoczywamy. Nuda pomyślałam, ale ten system się sprawdził i w całkiem dobrej formie przeszłam ponad 780 km na własnych nogach.
Wiele rzeczy jest prostych i oczywistych, a jednak często obserwuję, że zapracowani rodzice, biznesmeni obu płci, zatracają się w nadmiarze zajęć, wyzwań i zobowiązań, zapominając zupełnie o sobie. Biegną i biegną za potrzebami i chciejstwem swoich dzieci, za pieniędzmi, sukcesem zawodowym czy znaczeniem. Taki styl życia, powoduje, że rodzą się osobiste, rodzinne i zawodowe problemy. Gdyby tak wcześniej każdy z nich zastanowił się nad konsekwencjami takiego funkcjonowania, to uświadomiłby sobie, że skutki zdrowotne, odporność psychiczna i forma fizyczna muszą dać o sobie znać, prędzej czy później, w postaci choroby duszy i ciała czy ogólnie pojętej niemocy. Tak dzieje się zawsze, kiedy zatracamy własny rytm i równowagę w poszczególnych obszarach życia. Brak spokoju i pęd za ideą, za innymi, za materią czy sukcesem zawsze kończy się zatrzymaniem i bezruchem. Wszechświat wymusza to na nas, poprzez stworzenie rzeczywistości, którą na poziomie podświadomym sami kreujemy. Czasami jest to tylko złamana noga czy nadwyrężone stawy, a czasami strata firmy i rodziny.
Znana na zachodzie jednostka chorobowa zwana wypaleniem zawodowym jest coraz bardziej popularna i u nas. Jej skrajnym biegunem jest wyczerpanie i depresja, prowadząca do izolacji i samobójstw. To zjawisko ma też często swoje przyczyny w nadmiarze lub braku. Podobnie jak uzależnienia, które są formą ucieczki od siebie samych, lękiem przed uświadomieniem sobie swoich nierozwiązanych problemów karmicznych i tłumieniem potrzeb swej duszy.
Namawiam Cię więc na oderwanie się od tego nadmiaru wrażeń, bodźców, pracy, gwaru czy zmęczenia. Jeśli jeszcze urlop przed Tobą, zastanów się dobrze, jak go wykorzystać. Pozostanie w miejscu, gdzie jesteś może być Twoim najlepszym wyborem. Ważne, żeby intencja zajrzenia w głąb siebie i znalezienia odpowiedzi płynących z serca na różne pytania stała się Twoim priorytetem. Nie zawsze trzeba jechać na drugą półkulę, by dokonać najgłębszych odkryć, odpocząć czy nabrać dystansu do siebie i różnych spraw. Czasami wystarczy pozostać z sobą samym, dać sobie przestrzeń czasową, by w spokoju ducha zreflektować się i podjąć właściwe decyzje.