Puszczenie dziecka samo – dzielnie w świat bywa trudne dla obu stron. Kiedy matka przyzwyczajona do kontroli chce swoją „opiekę roztaczać dalej” to znaczy, że działa z pozycji lęku = 100 pkt w skali Hovkinsa. To poziom, który nie rokuje niczego dobrego, z którego nie można wykreować dobrych rezultatów.
Dlaczego tak się dzieje, że trudno przekroczyć tę barierę?
Oto kilka przykładów, w których możesz rozpoznać siebie i swoją relację z dzieckiem albo jako dorosły z rodzicem.
- Matka boi się opuszczonego gniazda, bo czuje się samotna. Boi się samotności, więc czepia się swego dziecka „jak rzep psiego ogona.” Wiecie jak trudno go odczepić. Czerpie przy tym energię z tej uzależnionej relacji osłabiając dziecko, któremu i tak jest trudno.
- Matka nie ufa sobie, więc nie jest w stanie zaufać córce, synowi. Nie rozwija się, nie robi nic w tym kierunku by dać dobry przykład sobą i swoim życiem świadczyć o tym, że można żyć szczęśliwie.
- Matka martwi się, miast kochać, szanować wybory dziecka i jego drogę.
Samo słowo martwy w swym rdzeniu pokazuje śmierć, trupa, koniec.
Kiedy rodzic się martwi to „wbija ostatni gwóźdź do trumny” jak mówi znane wszystkim powiedzenie. Nie ma to nic wspólnego z miłością, wsparciem i pomocą.
- Matka sama jest zagubiona, nie ma celu w życiu, nie układa sobie własnej przestrzeni, nie rozwija się. Często jest wdową lub nie ma partnera i całą uwagę skupia na córce/ synu zabierając jej energię życiową i możliwość kreacji.
- Matka nie realizuje siebie, ale chce dla córki, syna „jak najlepiej.” A co to tak naprawdę znaczy? Że nie zajmuje się sobą i realizacją swojej misji, celów życiowych, bo nie myśli o sobie. Od córki/syna oczekuje, że stworzą szczęśliwą rodzinę z dwójką wspaniałych dzieci, którymi ona będzie mogła się zajmować, (po swojemu) tzn. nie dając sobą dobrego przykładu tylko pouczając, nakazując, oczekując.
- Od syna oczekuje, że znajdzie wreszcie właściwą kobietę, a jak już się to zadzieje wkracza między nich ze swoimi zbawiennymi radami. Taki trójkąt powoduje, że partnerka syna zaczyna rywalizację z matką i wszystko się psuje.
Dorosłe dziecko, która nie miało w rodzinie swobody i przestrzeni na podejmowanie samodzielnych decyzji, na trening w tym zakresie jest bezradne wobec natarczywych pytań matki. Codziennie słyszy, kiedy wreszcie przedstawisz mi swojego chłopaka, dziewczynę, wyjdziesz za mąż, ożenisz się „pamiętaj, ile masz lat i że to ostateczny czas”. Takie zachowanie matki podszyte lękiem paraliżuje strachem córkę/syna, którzy szukają na oślep lub w ogóle boją się nawiązywać jakiekolwiek bliskie relacje. Zwierzają się matce jak nastolatki, a ta kierowana swoimi lękami przestrzega ich przed rozwodnikiem, przed mężczyzną/ kobietą, którzy mają dzieci lub dziecko, przed wdowcem/ą przed młodszym/ą starszym/ą, itd. W zanadrzu ma przykłady z życia swoich przyjaciółek i znajomych, którym się nie udało. W każdym potencjalnym partnerze/ce widzi zagrożenie… Pod tymi zbawiennymi radami kryje się nie uświadomiony przez nią lęk przed życiem, który popycha ją do takiej reakcji. Nie zajmuje się nim tylko żeruje na energii córki czy syna.
Jakie mogą być konsekwencje takiej postawy?
Dorosłe dziecko nie jest w stanie wyprowadzić się z domu rodzinnego i zbudować własnego gniazda w zgodzie z sobą.
O paradoksie, kiedy już się wyprowadzi, martwi się o rodzica, który pozostał sam.
Ma poczucie winy i czuje się zobowiązany do wiecznej pomocy.
Dorosłe dziecko ucieka za granicę, najlepiej na drugi koniec świata, gdzie macki matki czy ojca nie sięgają.
Otóż dorosłe dziecko, syn czy córka będąc pod stałą presją oczekiwań rodzica, w końcu może popaść w de-presję.
Może chronić i bronić się uzależnieniem od środków, gier komputerowych, czy imprezowania, byle tylko uciec od nagabywania, krytykowania i osądzania.
Kiedy już znajdzie partnera, miast skupić się na budowaniu swojego związku, pyta mamusię o wszystko. Jak urządzić mieszkanie, jak budować relacje, zwierza się z intymnych momentów obcowania z nim, nią, szukając porady, nie tam, gdzie może ją znaleźć.
Nie umie postawić granic tej prze-mocy. Nie zdaje sobie sprawy, że ryzykuje swoim związkiem dzwoniąc, kilka razy dziennie do matki lub odwrotnie odbierając od niej nachalne telefony.
Co robić, gdy już rozpoznałeś/aś ten wzorzec w sobie?
Odpowiedzieć sobie na pytanie, jak Ty radziłeś/aś sobie z tym emocjonalnym uzależnieniem, do jakiego stanu Cię to doprowadziło, według czyjego scenariusza żyjesz.?
Odpowiedz sobie na pytanie, czy ta toksyczna relacja z rodzicem Ci służy,
czy masz przestrzeń na realizację siebie, czy się spełniasz?
Czy chcesz żyć inaczej?
Jaki cel, zamiar Ci przyświeca?
Czy akceptujesz siebie i żyjesz bez poczucia winy?
Czy się rozwijasz i szukasz wsparcia u profesjonalistów?
Odpowiedz sobie na pytanie, jak się z tym co odkryłeś czujesz?
Czy akceptując i kochając rodziców takimi jakimi są, jesteś w stanie wyjść z gniazda by zbudować własne???
Bez względu na to jakie będą odpowiedzi, gdzie rozpoznasz wzorzec lub uzależnienie, skup się na tym temacie i znajdź rozwiązanie. Wtedy problem przestanie istnieć. Jeśli jesteś dorosłą osobą, a rozpoznałeś/aś gdzieś w tych przykładach siebie, to nie czekaj. Proś profesjonalistę o pomoc, bo to znaczy, że tak jesteś uwikłany, że samodzielnie jest Ci trudno się z tego uwolnić.