W 2007 roku zdobyliśmy dyplomy nauczycieli od twórcy metody Curta Källmana w Szwecji. Pomysłów do dziś nam nie brakuje, ale starannie je selekcjonujemy, bo nie każdy dobry pomysł jest dla nas i nie zawsze chcemy go realizować. To daje nam ogromne poczucie wolności, radości i sprawstwa. Wybieramy tylko opcje zgodne z naszym potencjałem i aktualnymi wartościami. Vedic Art, a właściwie 17 zasad – słów kluczy stały się naszym przewodnikiem i kierunkowskazem w życiu, który wprowadził w nie równowagę i harmonię. Choć rozwijamy się i szybko idziemy do przodu, to nigdzie się nie spieszymy, za niczym nie gonimy i o nic nie zabiegamy, a rzeczy dzieją się jakby same. Oczywiście energia i zaangażowanie nasze, przy każdym projekcie są niezbędne.
Zaobserwowaliśmy, że podobnie dzieje się u wszystkich uczestników kursów. Po kilku miesiącach lub roku każdy z nich spokojnie może wymienić kilka przedsięwzięć, których realizacja przed warsztatami wydawała się im niemożliwa, a teraz się udało. Najczęściej wiedzieli, że potrzebują dokonać jakiejś zmiany, ale nie mogli się na to zdobyć. Lęk przed zmianą i brak odwagi brał górę nad rodzącymi się pomysłami.
Po kursie wszystko się zmienia
Oprócz nowych rozwiązań uczestnicy częściej decydują się na zmianę pracy, zawodu, miejsca pobytu. Niektórzy stają się gotowi do stworzenia nowego związku, a czasami do opuszczenia toksycznych relacji. Niejednokrotnie kontaktują się z nami opowiadając z przejęciem jak łatwo wszystko poszło i jak dobrze się udało, są szczęśliwi i zadowoleni. Tak naprawdę nic szczególnego się nie wydarzyło, a ich życie jest bardziej radosne, ponieważ w trakcie procesu Vedic Art uwolnili się od blokad i ograniczeń docierając do swojego potencjału. Sami obserwowaliśmy jak wraz z kolejnym stopniem Vedic Art otwierały się dla nas nowe przestrzenie.
Ja najbardziej poczułam moc tej metody, gdy poprowadziłam jako nauczyciel pierwszy kurs. Byłam zachwycona mocą i prostotą tej metody, która działa dla każdego uczestnika bez względu na jego wiek i dotychczasowe doświadczenia. Obserwowałam ile radości, dziecięcej zabawy i głębokich wglądów daje każdemu. Niektórzy kursanci trzymali pędzel w ręku pierwszy raz. Nie mieli żadnych doświadczeń w malowaniu, a dla innych była to ulubiona rozrywka i pasja. W zajęciach brała też udział Magdalena, która ukończyła Akademię Sztuk Pięknych. Dla niej było to prawdziwe wyzwanie, ponieważ na czas kursu potrzebowała zapomnieć o wszystkim czego uczyła się na akademii. Kiedy na końcu prezentowaliśmy swoje prace była zachwycona tym co stworzyła, ponieważ otworzyła się na korzystanie ze swojej wiedzy i umiejętności bez ograniczeń. Dotarła głębiej niż dotychczas i wykorzystała to, co istnieje poza umysłem. Ta metoda jest wspaniała i absolutnie dla każdego. Nie chodzi w niej o to by stać się malarzem, tylko dotrzeć do drzemiącego potencjału, do piękna, które mamy w sobie, a o istnieniu, którego nie wiemy. To pozwala podnieść komfort życia, w każdym jego aspekcie. To jest, być kreatywnym w pracy, projektowaniu, mieć lepsze pomysły i z większą łatwością wykonywać każdą czynność, a także podejmować szybciej właściwe decyzje. Pozbywając się ograniczających nas przekonań, zyskujemy widzenie świata z wyższego poziomu, a tu znikają problemy i w pełni czerpiemy z korzystnych dla nas rozwiązań.
Od tego czasu metoda ta w Polsce rozwija się niezwykle dynamicznie i do dzisiaj już kilka tysięcy osób doświadczyło jej dobrodziejstwa. Mamy szansę w krótkim czasie dogonić Skandynawów, którzy doceniają jej dobrodziejstwo, bo ponad milion osób uczestniczyło w zajęciach, w tym członkowie rządów i rodzin królewskich.
Na ogólnopolskiej stronie www.VedicArt.pl prezentowana jest lista nauczycieli rekomendowanych, którzy prowadzą szkolenia zgodnie z założeniami twórcy metody Curta Källmana co gwarantuje uczestnikom czystość i efektywność procesu. Metoda uznana jest za genialną, ponieważ spełnia dwa najważniejsze warunki, jest prostota i w 100 % skuteczna. Dołączam moją relację z pierwszego kursu zorganizowanego przez nas w Polsce
Pt. „Czuć się jak Bóg, który tworzy świat ze swej wyobraźni. „ Artykuł publikowany był w „Nieznanym Świecie” w listopadzie 2007r Zajęcia prowadziła nasza szwedzka przyjaciółką Halina Łucka
Vedic Art jest wiecznością stworzoną z kolorów, światłem w nocy, wiosłami do łodzi, lekarstwem dla alergików, energią życia dla tych, którym jej brakuje. To pocieszenie dla płaczącego, pokarm dla głodnego, sposób na uwolnienie uczuć i spotkanie z sobą samym, to klucz do otwarcia serca i wyjścia z klatki ograniczeń.
Jest lipcowy upalny poranek, kiedy wraz z grupą przyjaciół siadamy na werandzie letniego domu, żeby rozpocząć osobistą przygodę z twórczością, docieraniem do swojego potencjału, otwarciem na kreatywność. Nikt z nas nie wie dokładnie co się za tym kryje, bo wszystko owiane jest tajemnicą.
Wiemy tylko, że poznamy siedemnaście zasad, kroków, które przyczynią się do naszego rozwoju, otworzą na kreatywność i będą nas prowadzić do poznania własnego wnętrza.
Dziwne mi się to wszystko wydaje i niecodzienne, bo Halina Łucka, moja przyjaciółka ze Szwecji, która jest nauczycielem Vedic Art nie zdradziła mi, na czym będzie to polegało. – Poznasz wszystko w osobistym doświadczeniu. Niczego nie mogę opowiedzieć; wszystko trzeba przeżyć…
– Odpierała moje pytania.
Halina pracuje w Skandynawii, jako healler, terapeuta i nauczyciel Vedic Art. Uczyła się u samego założyciela Curta Källmana, szwedzkiego malarza, który po ukończeniu Akademii Sztuk Pięknych w Sztokholmie, w 1974 otrzymał 17 zasad Vedy od znanego „jogina Beatlesów” i twórcy Medytacji Transcendentalnej, Maharishiego. To właśnie ten Mistrz poprosił Curta o zbudowanie podwalin do nauczania sztuki Vedy na Zachodzie. I właśnie Halina wypełniając swą życiową misję będzie nas uczyć wg. tej metody w Polsce.
Z zaciekawieniem i zainteresowaniem wysłuchujemy najpierw informacji na temat tego, kim jest twórca metody Maharishi Mahesh Yogi, a potem jak doszło do tego, że szwedzki malarz Curt rozpowszechnia ją w świecie. Początkowo każdy z nas miał obiekcje, czy my się w ogóle nadajemy do tego, żeby malować. Ostatnio tzw. pędzle malarskie, lepiej powiedzieć pędzelki, mieliśmy w rękach kilkadziesiąt lat temu w szkole podstawowej, ale Halina uspokaja nas i śmieje się z naszych obaw mówiąc, że ona też była w takiej sytuacji, a dzisiaj sama maluje i zdobyła kwalifikacje nauczyciela tej metody. Jak pięknie maluje mogę potwierdzić, bo widziałam jej prace.
Zaczynamy. Nauczycielka prosi nas, żebyśmy wzięli do ręki ołówki i na czystych rysunkowych kartach przez kilkanaście minut rozrysowywali się, to jest kreślili linie bez odrywania ołówka od papieru, a ona w tym czasie będzie nam opowiadać historie z życia wzięte, czyli o twórcy metody, o sposobie jego pracy i nauczania, a w końcu o tzw. pierwszej zasadzie.
Kreślimy kółka i jakieś bohomazy śmiejąc się trochę nerwowo jeszcze spięci i niepewni siebie. Halina wyjaśnia, że niczego przez cały czas nie będzie oceniać, że cokolwiek zrobimy będzie dobrze, ale tak naprawdę nikt w to nie wierzy, bo przecież doświadczenia wyniesione z naszych szkół są całkowicie odmienne. Dzieci do dziś nęka się stopniami, porównywaniem, rywalizacją, zamiast pozwalać im swobodnie się rozwijać i ujawniać swoje talenty.
Po wysłuchaniu pierwszej zasady pada polecenie: – Przystąpcie do pracy, macie na to dwie godziny.
– Jak to? – pytamy, bo wydaje się nam, że nie mamy kompletnego pojęcia czego od nas oczekuje. Zamiast tego słyszymy: – Wszystko jest w Was. Musicie tylko do tego dotrzeć. Taka odpowiedź towarzyszy każdemu naszemu pytaniu i zmusza nas w końcu do samodzielnego wybrania pędzli, kredek, pasteli, formatu papieru czy płótna. Żadnych sugestii; mamy wolny wybór. – Usłyszysz temat, a gdzieś tam w środku znajdziesz odpowiedź. Tam gdzie bije twoje serce, tam gdzie mieszka twoja dusza – tłumaczy i spokojnie obserwuje nas przy pracy. Ociągamy się w końcu jednak każdy z nas coś wybiera i zaczynamy. Nasza nauczycielka przygląda się jak malujemy, a my po cichutku jak dzieci pytamy: – Dobrze? Halina uśmiecha się i zostawia nas ze swoją twórczością. Po półgodzinnej przerwie, słuchając opowieści o drugiej zasadzie, zaczynamy kolejny krok od rozrysowywania się. Powoli orientujemy się, że malując możemy odpuścić wszelkie żale, uwolnić złość, wszystko, czego nienawidzimy, to za czym tęsknimy, to czego się boimy i cieszyć się jak dzieci z wszystkiego co kochamy. – Do dzieła malujcie! – zachęca z jakąś niezwykłą energią emanującą z jej głosu. Kurs trwa pięć dni i po drodze dzieją się z nami różne rzeczy. Uwalniane na płótno emocje mają też swoje odzwierciedlenie w naszych zachowaniach, wypowiedziach, gestach.
O dziwo, nikt nas nie uczy malowania, a wszyscy malujemy.
Pojawiają się różne emocje, łzy i pretensje. Po zajęciach idę nad zalew, żeby na cały głos wykrzyczeć złość, która wydobywa się gdzieś z mojej głębi gdzie przez lata przebywała w ukryciu. Opór materii, czyli nas samych jest tak duży, że Antonio spóźnia się kilka godzin, bo nie może uruchomić samochodu, żeby dojechać do nas kolejnego dnia. Napięcie w nas raz rośnie, to opada, jak fale na wzburzonym morzu, czujemy to ciałem i całym sobą. Jest upał, który potęguje wrażenia. Szukając cienia przenosimy się z jednego miejsca na drugie, ale wszyscy wiemy, że w ten właśnie sposób uwalniamy się z kajdan i więzów naszych osobistych ograniczeń. Trzeciego dnia podglądamy z Wandą z zachwytem Jacka, który po dłuższych zmaganiach z samym sobą, nie bacząc w końcu na nic, po prostu porzuca wszelkie bariery, ograniczenia i idzie na całość. Najpierw maluje, maluje, a potem bierze zapalniczkę i wypala dziurę w obrazie, a my przyglądamy się temu z uznaniem i podziwem, widząc wewnętrznym wzrokiem wszystkie blokady, które odpuścił.
Halina powtarza: – To jest wasza chwila prawdy, w której umysł nie może was odwieść od serca. Jest odkryciem waszego potencjału i obudzeniem mocy do urzeczywistnienia go. Jest radością tworzenia, dostrzeżeniem swej unikalności i spojrzenia na siebie oczami pełnymi miłości i zachwytu . Z każdą godziną malowania czujemy się pewniejsi siebie, bardziej radośni i szczęśliwi. Kiedy wybieramy płótno nie wiemy jaki będzie rezultat końcowy, jak połączą się kolory, jakie powstaną kształty, ale nikt już się o to nie troszczy.
To cud tworzenia,
który dopiero poznajemy w trakcie jego procesu. O dziwo nikt nas nie uczy tutaj malowania, a wszyscy malujemy. Każde zapełnione płótno wieszamy w naszej galerii i oglądamy, podziwiając. Zadziwia nas własny rozwój.
Do pracy z kolejną zasadą wybieram akwarele i małe płótno, a po zakończeniu malowania dostrzegam, że stworzyłam pejzaż na wzór japońskich dzieł. Wszyscy zauważają również to podobieństwo, a ja jedynie mogę wytłumaczyć to wspomnieniem z jakiegoś wcześniejszego wcielenia, bo świadomie przecież tego nie namalowałam. Każdy z nas pracuje inaczej. Wanda maluje bardzo szybko, używa dużo farb, często wyciska je z tub wprost na płótno, najchętniej rozprowadzając je gąbką, tak, że nawet Halina, która z reguły niczemu się nie dziwi zdumiona jest tempem jej pracy. Każdy z nas coś jeszcze dopracowuje, poprawia, uzupełnia, a Wanda sięga już po następny blejtram, żeby malować kolejny obraz. Ela prezentuje swój talent w całej okazałości i na amarantowym podkładzie dużego płótna maluje pięknego anioła wykorzystując wcześniej przygotowaną mieszankę farb stworzoną z białej, ecru i złotej. Moczy w niej ręce i jak dziecko z zachwytem i radością jednym ruchem rozprowadza na płótnie. W miarę jak przybywa obrazów w naszej galerii wyraźnie widać jak się rozwijamy i jak różni jednocześnie jesteśmy od siebie. Chyba za wcześnie by mówić o stylu, ale nasze prace są rozpoznawalne. Prace Antonia okazują się naprawdę piękne i głębokie. To wszystko nas zachwyca
Czujemy się bogami, którzy tworzą świat ze swej wyobraźni.
Wieczorami ciągniemy anielskie karty, które Halina przywiozła ze sobą i odczytujemy, jakie przesłanie niosą dla nas każdego dnia. Przedostatniego wieczoru siadamy w kręgu na dywanie i intonujemy mantrę -om, palimy agnihotrę, a potem zagłębiamy się w medytacji przy specjalnie dobranej muzyce. Czujemy jak energia podnosi się, wibruje, jak stajemy się jednią.
Wreszcie ostatni dzień. Dziś dokonujemy selekcji. Halina mówi, że możemy spalić to wszystko, czego nie chcemy. Wrzucamy do paleniska niechciane malowidła i idziemy na obiad. Nagle słyszymy trzask palących się suchych gałęzi. Kiedy przybiegamy, już pali się pobliski krzak i sterta zgromadzonych gałęzi. Języki ognia rozbiegają się w szalonym tempie wypalając suchą trawę.
Rzucamy się do noszenia wody i zalewania ognia. Jacek przeskakuje przez płot sąsiada, bo ogień rozprzestrzenia się w tamtym kierunku. Wzywam straż pożarną, bo nie wiadomo czy damy radę sami. Jacek biega z wężem po rozżarzonej działce sąsiada polewając suchą trawę, żeby ogień nie przeniósł się na las. Najbardziej opanowany jak okazuje się Antonio, który ze spokojem wchodzi na krzesło i z tej wysokości kieruje akcją informując Jacka gdzie rozprzestrzenia się ogień. Kiedy przyjeżdża straż pożarna ogień jest już ugaszony. Jeszcze tylko sprawdzają czy w tym upale nie wznieci się ponownie i odjeżdżają. A my siadamy w ciszy na werandzie i uświadamiamy sobie jaką ogromną moc miały nasze dzieła i co tak naprawdę spaliliśmy.
Jeszcze kilka fotografii, pożegnalne uściski, podziękowania i przyrzeczenia na kolejne spotkanie następnego roku. Wyjeżdżamy bogatsi o nasze dzieła, które powiesimy w naszych domach, doświadczenie, odkrycia, których dokonaliśmy, bliżsi sobie nawzajem i sobie samym. Małgorzata Przygońska
Zapraszamy