Mistrzu, dorosłam do tego, żeby wyrazić swoją wdzięczność.

Wspaniale, to będzie Twój wkład w pojednanie.

 

Kochana Mamo!

Po kilkudziesięciu latach jestem gotowa napisać do Ciebie list. Śmiesznie to brzmi, ale wiem, że go odczytasz, jeśli tak można to nazwać.  Niech będzie on dziękczynieniem.

Namalowałam obraz pod tym tytułem. Pierwszy, który ma jakąś formę. Moja koleżanka  gdy go zobaczyła, powiedziała, to dziewczynka z ojcem, wyobrażasz to sobie? Minęło tyle lat, a ja dopiero teraz jestem w stanie do Was powrócić jako córka. Pewnie zapytasz dlaczego tak się stało?

            Otóż, najpierw cierpiałam przez lata nie pozwalając Ci odejść. Płakałam, cierpiałam i rozpaczałam. Rozmawiałam z Tobą non stop. Byłaś mi bliska  jak nikt  inny na świecie i bez Ciebie nie umiałam żyć. Postawiłam Cię na piedestale i wielbiłam Cię.

             Kiedy odeszłaś, mój świat się zawalił. Wtedy,  po pogrzebie  położyłam  się do łóżka i nie wstawałam przez dwa tygodnie. Wszystko mnie bolało, każda komórka mojego ciała i każda myśl. Dusza rwała się do Ciebie i jedyne co pragnęłam – to umrzeć, tak jak Ty.  Rozpacz była wszechogarniająca i nie umiałam sobie zupełnie z nią poradzić. Potem regularnie chodziłam na cmentarz, stałam nad grobem i …. nie mogłam  się pogodzić z tym, że mnie opuściłaś.  Przekraczało to całkowicie moje zrozumienie i wykraczało poza możliwość akceptacji. Myślałam tylko o sobie, o swoim bólu i niesprawiedliwym Bogu , który mi Ciebie zabrał. Nie wiedziałam wtedy, że każdy z nas wybiera sobie moment śmierci zgodnie z własną wolą.

            Kiedyś, gdy wracałam ze szkoły  i wysiadłam z autobusu, zobaczyłam Ciebie w oknie. Odwiedziłaś nasz dom i tak jak często to robiłaś za życia  po przyjściu z pracy, wyglądałaś przez okno jakbyś na zewnątrz siebie szukała pocieszenia i ratunku.  Ucieszyłam się i stęskniona, chciałam biec do Ciebie, ale po chwili zdałam sobie sprawę, że to nie może się dziać, bo przecież Ty nie żyjesz. Zamknęłam oczy i po chwili ponownie spojrzałam w okno, widziałam Cię w dalszym ciągu wyraźnie. Szłam jak zahipnotyzowana i patrzyłam na Ciebie zachłannie, chcąc zapamiętać na zawsze Twą postać. Włączył się jednak umysł ego, który nie  chciał się  zgodzić się na Twoje zmartwychwstanie.   W mgnieniu oka mój dar jasnowidzenia zniknął wraz z Twoją postacią w oknie.

            Nikomu o tym nie mówiłam bo i tak nikt by w to nie uwierzył, więc po co. Po pogrzebie długo nie wychodziłam nigdzie, a jedynie pokonywałam stały dystans, szkoła, cmentarz dom – i to wszystko.

            Kiedy poszłam pierwszy raz do kawiarni i spotkałam się z grupą kolegów,  wyniknęła ostra dyskusja, już nie pamiętam na jaki temat, ale kiedy zabrakło mi argumentów,  bezwiednie powiedziałam, „to zapytajcie mojej mamy, ona wam powie jak jest”.  Cisza zrobiła się absolutna, wszyscy zamarli, a ja  w ogóle nie zdawałam sobie sprawy z tego co powiedziałam. Po chwili, gdy otrzeźwiałam, uciekłam śpiesznie do toalety gdzie płakałam w głos, ale kiedy wróciłam do stolika z poprawionym makijażem nikt już nie wrócił  do dyskusji, a ja nauczyłam się ukrywać mój ból i nie pokazywać światu co się ze mną dzieje.

Oj mamo, mamo, jak Ty mi po wielekroć byłaś potrzebna.

Nauczyłam się radzić sobie sama w życiu i zdawać zupełnie na siebie. Nie wiem nawet  jak to może być gdy będąc dorosłą osobą ma się matkę.

            Wiesz o tym, że moje pierwsze małżeństwo zupełnie się nie udało i rozwiodłam się. Znów nikomu o tym nie mówiłam i nikomu nie żaliłam. Wzięłam odpowiedzialność za swoją część i swój wybór.  Kiedy przyjechałam do brata, rozpłakałam się gdy  Zbyszek czule powiedział do swojej żony „ Bajka” i przytulił ją. Wtedy dowiedzieli się, że nie jestem już mężatką.

    Wzięcie  odpowiedzialność za syna było dla mnie ogromnym obciążeniem.   Wprawdzie nie pozbawiłam go ojca i Bogu niech będą dzięki za tę mądrość, ale zostałam sama z tą porażką, zawodem i osamotnieniem. Fizycznie wprost mi Ciebie wtedy brakowało.

             Po jakimś czasie, gdy  uczyłam się terapii odwykowej  i zaczęłam więcej rozumieć, dostrzegać przyczyny i skutki, poznawać prawdę, to zauważyłam,  że nie byłaś ideałem, który sobie stworzyłam. Zestawiłam  Cię  więc z tego piedestału, na którym stałaś przez lata i obserwowałaś moje poczynania i dałam upust uczuciu,  żalu, bólu i niespełnienia.

             Gdy zdałam sobie sprawę, że byłam przez lata uzależniona od Ciebie i nie chciałam Cię puścić, wtedy ujawniła się stłumiona złość na  Ciebie, siebie i cały świat. Chociaż fizycznie Ciebie przy mnie nie było, to wszystko co robiłam wcześniej  przepuszczałam przez pryzmat Twojego osądu, lub szukałam u Ciebie akceptacji i zadowolenia ze mnie. Mijały lata, a ja dorastałam i  dojrzewałam, aż któregoś dnia poczułam, że potrzebuję to zmienić. Stanęłam nad  Twoim grobem i rozmawiałam tak jak dawniej. Wypłakałam wtedy część mego żalu i bólu po stracie, a kiedy powróciłam, odsunęłam się od Ciebie, szukając w tym geście równowagi.  Oceniłam całe uzależnione od Ciebie życie jako złe, a  wiedza przekształciła się w ukryty brak akceptacji do Ciebie.

Dopiero fakt poznania prawdy i odnalezienia biologicznego ojca stał się decydującym krokiem dla mojej przemiany.   Kiedy zrozumiałam co się stało, odpuściłam i mogę Wam  teraz być wdzięczna za życie i wszystko co się z tym wiąże.

             Gdy spotkaliśmy się  na szlaku el camino w  Hiszpanii i zobaczyłam Was oboje stojących na poboczu drogi,  którą przemierzałam, przeżyłam olśnienie.  Droga  była prosta, szeroka, prowadziła przez wzniesienie. Kiedy dochodziłam pod górę ujrzałam całą moją rodzinę.  Wszyscy staliście po obu stronach drogi i patrzyliście na mnie. Miałam poczucie, że pojawiliście się wokół mnie, żebym otrzymała Wasze wsparcie i błogosławieństwo. Stałaś z Tatą po prawej stronie drogi, w blasku światła, które nie świeciło, a było. Byliście piękni, wyprostowani, wzniośli, jakby wyżsi niż za ziemskiego życia. Choć nie rozmawialiśmy, ze sobą, pozostawaliśmy w bardzo bliskim, pozasłownym kontakcie, na bezcielesnym poziomie. Spojrzenie Wasze i uwaga  jaką  mnie otoczyliście,  wyrażały wszystko: miłość,  radość, pokój i błogosławieństwo na dalszą drogę mojego  życia. Czułam, że mnie kochacie, że akceptujecie moją  historię, że ukazaliście mi się po to, by mnie wesprzeć i dać mi moc na dalsze ziemskie bycie. Ten obraz i przeżycie pozostaje w mojej pamięci  żywy i wyraźny, a Wy jesteście ze mną cały czas.

                Spotkanie z Wami,  poza czasem i przestrzenią, było  poznaniem z wyższego wymiaru, gdzie panuje pełne zrozumienie i akceptacja, gdzie nie ma osadu, oceny i wartościowania czegokolwiek na dobre i złe. To doświadczenie pozwoliło mi wznieść się ponad biegunowość ziemskiej egzystencji i poczuć je w pełni.  Przebywanie tam, gdzie  wszystko   zanurzone jest we wszechogarniającej  błogości, pokoju i miłości, w Świetle, które ogarnia bezwarunkową miłością wszystko to co jest,  było czymś więcej niż doskonałością.  Spotkanie z Wami było dla mnie prawdziwym cudem, który wydarzył się naturalnie i nagle,  jak to cud.   Idąc na  pielgrzymkę nie miałam, żadnych intencji, poza przygodą i poznaniem. Dostałam więcej, niż mogłam się kiedykolwiek spodziewać.  W tym uniesieniu i poznaniu  nowych obszarów istnienia,  wróciłam do domu zdrowa i szczęśliwa.

W sumie Mamo, pojednanie z Tobą zajęło mi wiele ziemskich lat. Po drodze popełniłam jako kobieta, matka i istota ludzka wszystkie możliwe błędy.  Może dzięki temu wglądowi i zrozumieniu,  pojawiła się we  mnie pokora, akceptacja i zgoda na to co jest i takie jakie jest i  na siebie wreszcie.

 Kochani, na Waszą pamiątkę, uczynię moje życie szczęśliwym, a miłość, którą mnie obdarzyliście przekazuję  dalej.  Dziękuję Wam za dar życia z całego serca. Mamo, dziękuję Ci. Tulę Cię do mojego serca z miłością i tulę się jak maleńkie dziecko do Ciebie. Proszę weź mnie na ręce, żebym doświadczyła wytchnienia, żeby życie straciło swój ciężar,  o tak, proszę, nieś mnie jeszcze chwilę, bym mogła odpocząć, czując bliskość  i dotyk  Twoich rąk.

            Pokora, to słowo i stan, którego kiedyś zupełnie nie rozumiałam i nie znałam.  Teraz  stała  się immanentną częścią mojego życia.  Pozwalam sobie przyjmować wszystko takie jakie jest bez oporu i zastrzeżeń, co czyni mnie coraz bardziej szczęśliwą.

            Cały czas otwieram się na te przestrzenie całkowicie i doświadczam  cudów  każdego dnia. Dzielę  się nimi z innymi  i  tym, co potrafię  najlepiej jak umiem. Pomagam poszukującym w  dotarciu do swej głębi, do siebie i  swojego Jam Jest.

              Jestem tak  podobna w tym co robię  do  Ciebie i Taty  i  to podobieństwo ogromnie mnie  raduje.  Czuję Jedność z Wami,  duchowe połączenie i wdzięczność.   Mamo, poczułam  ogromną ulgę i  doświadczyłam  mocy,  gdy  zyskałam prawdziwą tożsamość.   Teraz  życie  przynosi mi tyle radości, że czasami, aż zapiera  dech, a łzy szczęścia płyną nieskrępowanie po mojej twarzy.  Energia od Was popłynęła przeze mnie do moich dzieci czyniąc porządek i wypełniając tą bolesną,   przestrzeń. Mamo Twoje  wnuki i prawnuki mają się doskonale,  ale Ty o tym przecież  wiesz.

               Dziękuję Ci mamo, że wybrałaś na mojego ojca właśnie tego mężczyznę, wspaniałego i wrażliwego.  Dzięki temu jestem dzieckiem szczęścia i miłości, dzięki temu, kocham jeszcze bardziej.

              Dzięki Waszej  niespełnionej miłości z ojcem, MIŁOŚĆ stała się treścią mojego życia.

                Dzięki Waszemu niezdecydowaniu i wewnętrznym konfliktom, ja wybieram drogę bezkompromisowości, opartej na prawdzie i odczuciach mojego serca.

 Dziękuję Ci. Dziękuję. Dziękuję.

 Twoja  Małgonia

Ps. Kochani Rodzice, zapraszam Was na poniedziałkowe spotkanie. Kolejny raz widzimy się z    Jadzią i jej córkami.
 
 

Mistrz tak skomentował to spotkanie.
Pojednanie , odczynia wszystkie winy.