Małgosiu chcę zadać pytanie, może nie jedno …? Z pewnością długie…
Swoje dzieciństwo mogę zaliczyć do tych traumatycznych, choć długo nie umiałam przed sobą tego przyznać, wolałam udawać, a potem zapomnieć. Z perspektywy dorosłego życia zaczęłam inaczej na to patrzeć. Doszłam do takiego momentu, kiedy byłam pewna, że istotą nie jest być ofiarą i że w życiu dostajemy wszystko, co jest nam potrzebne. I nagle pewność ustąpiła miejsca, – iluzji „zmiany” i zagubieniu. Teraz mogę powiedzieć, że wydawało mi się, że w relacji z rodzicami mam już pewne sprawy nieco poukładane, zaakceptowane i wybaczone. Mój tata nie żyje od dziesięciu lat, z mamą moje relacje od długiego czasu układały się dobrze. Z jakiegoś powodu, którego teraz nie dostrzegam po 23 latach od mojego wyprowadzenia się z domu, mama nagle zakończyła swój kolejny związek i ze mną zamieszkała. Mieszkamy, więc razem od 10 miesięcy. Przyjęłam taką sytuację, jako pewnego rodzaju nieprzypadkowy prezent, by może nadrobić te lata dzieciństwa, popatrzeć na nas z obecnej perspektywy. Na pytanie znajomych jak się z tym czuję, – odpowiadałam …Uczę się kochać moją mamę każdego dnia na nowo.
Mama nie potrafi być sama, o czym głośno mówi. Po rozstaniu szybko, więc zabrała się do poszukiwania kolejnego partnera jak zawsze, – na życie. I znalazła, z czego się cieszyłam. Tak samo szybko dostała, – jak ja to mówię pomroczności ciemnej i tak jak to było wcześniej cały świat nagle się zatrzymał, zniknął.
Punktem jedynym stał się ON. Ja nie zdążyłam tego Pana nawet poznać, a moja mama zaczęła włączać GO w moje życie. Chcąc organizować mi codzienność, święta itp. Nie wiem dlaczego, poczułam się „zagrożona” we własnym domu. Moje potrzeby i zdanie przestały się liczyć, mama słuchała, ale i tak robiła jak chciała. Podświadomie przyjęłam pozycję obronną i powoli stawałam się wrogiem. Moja mama zaczęła być gościem w domu zostawiając mi pod opieką swoje psy,( gdyż ON ją kocha tylko, – bez psów). To wszystko, co piszę jest bez znaczenia, bo zapewne ani nie o codzienność, ani nie o psy tu chodzi.
Powróciły u mnie jakieś schematy z dzieciństwa, kiedy to partnerzy mamy zawsze, – przynajmniej na jakiś czas wznosili się ponad obowiązki, dzieci i dom. Który zresztą zawsze kulał, więc w ucieczce i pogoni za szczęściem mama trafiała przysłowiowo z deszczu pod rynnę. Zaczęło mi się przypominać z dzieciństwa wszystko to, o czym chciałam zapomnieć. Po co teraz ?
Przez wiele ostatnich lat z radością obserwowałam jak mama się zmienia, jak staje się coraz mniej surowa, emanuje ciepłem, akceptacją i miłością. Teraz zdałam sobie sprawę, że ja niczego nie wybaczyłam, a zaakceptowałam tylko zmianę mamy, a nie Ją samą. Jak schemat zachowania zaczął być podobny do poprzednich.- poczułam się zagubiona, wystraszona aż w końcu porzucona, – potem zaczęłam bronić własnych granic i stawiać je wobec mamy. I tu chyba przeszłam z obrony do ataku ! Poczułam się, może to zabrzmi dziwnie – dzieckiem jak nigdy wcześniej, ale zrozumiałam, że już nie muszę na wszystko się godzić. To spowodowało między nami szereg wyolbrzymionych nieporozumień i w efekcie wzajemną wrogość. Teraz ze sobą nie rozmawiamy, padło wiele przykrych słów. Co też nie dzieje się po raz pierwszy. Ja za to po raz pierwszy nie odczuwam (jeszcze)poczucia winy, nie szukam aprobaty i nie naprawiam wszystkiego bez względu na koszty. Zdaję sobie sprawę ze wszystkiego, co powiedziałam i biorę odpowiedzialność za moc każdego słowa.
Małgosiu powiedz mi, czego ja nie widzę, jaką lekcję potrzebuję odrobić? Po co to wszystko …ze „świadomej” intencji miłości, zrodził się konflikt, – żeby nie użyć innego słowa.
PS., Jeśli możesz nie pisz mi, że dalej jestem ofiarą i potrzebuje wybaczyć, – to wiem. Napisz mi jak to zrobić, by nie odbywało się to w obrębie UMYSŁU, A W GŁĘBI MOJEGO SERCA. Ania
Dziękuję Aniu za Twoje pytanie.
Wydaje mi się, że jesteś gotowa by wyjść poza poziomy: umysłowy – mentalny i poza poziom serca, fizyczności, emocji i uczuć, które pojawiają się zawsze na skutek naszego myślenia ego.
Nie będę się wymądrzać i dawać Ci zbawiennych rad, bo nie wiem czy je znam, ale mogę jedynie powiedzieć Ci co dla mnie działa pozytywnie. Zaakceptowałam przeszłość jaką była i godzę się na niewiadomą przyszłość. Kiedy pojawiają się jakieś reminiscencje z przeszłości lub lęki o to, co będzie, zauważam, że tak jest, nazywam te stany po imieniu i kolejny raz odpuszczam, uwalniam, odczyniam w miłości. Zawsze jest to moja świadoma decyzja i wybór.( Mogę się upierać przy czymś, a mogę iść dalej.)
Od dłuższego już czasu praktykuję wychodzenie poza umysł i serce do stanów wyższej świadomości duchowej. Bardzo trudno to opisać słowami, gdyż brak słów na te doświadczenia. Wszelkie opisy i wyjaśnienia są tylko próbą rozumowego wytłumaczenia, które staje się naszym ograniczeniem, bo tak naprawdę poziom duchowy nie jest fizycznym, ani mentalnym i można go jedynie przyjąć, doświadczać i w ten sposób poznawać.
PÓKI CO
Obserwuję swój umysł ustawicznie – wszystkie przebiegające myśli i wypowiadane przez siebie słowa, z największym spokojem i akceptacją na jakie mnie stać. To wnosi pokój w moje serce. Cały czas poddaję się, odpuszczam i powierzam „moje problemy” do odczynienia Duchowi Świętemu. Uzmysławiam sobie, że to ja swoimi myślami, oczekiwaniami i roszczeniami wobec innych kreuję tą rzeczywistość, którą widzę i która mnie ogranicza i dotyka obecnie.
Obserwuję zachowania i postawy innych z największym spokojem i akceptacją dla własnych przemyśleń na jakie mnie stać. Cały czas odpuszczam i powierzam moje spojrzenie na problemy innych do odczynienia Duchowi Świętemu i uzmysławiam sobie, że ja swoimi myślami, oczekiwaniami i roszczeniami wobec nich wykreowałam tę rzeczywistość, którą widzę teraz i która mnie właśnie pośrednio dotyka.
Kiedy ta rzeczywistość mi się nie podoba,( a często tak jest, bo nie uwolniłam się jeszcze całkowicie od własnych projekcji) wtedy kolejny raz podejmuję decyzję o jeszcze większym odpuszczaniu sobie i innym, o całkowitym poddaniu się, akceptacji i zgodzie na to co jest by móc przyjąć światło. Dbam o swoje wibracje tak, by utrzymywać je możliwie na najwyższym poziomie ( mieć dobry humor, pozytywne nastawienie, radosne funkcjonowanie). Nie tłumaczę sobie niczego „ na rozum” nie uzasadniam, nie dziwię się, nie przekonuję samej siebie, ani innych, nie wywieram presji, godzę się, odpuszczam wszelkie oczekiwania i otwieram się z pełnym zaufaniem do Boga na niewiadomą, w którą wkraczam. Przyjmuję wszystko z dobrodziejstwem inwentarza najbardziej jak potrafię i otwieram się, otwieram i otwieram.
Energia Boskiej Obecności jest zawsze i wszędzie, więc kiedy się otwieram na nią, ona przejawia się przeze mnie, a reszta, że t
ak powiem, bez mojego działania się dzieje, ( pojawiają się życzliwi ludzie, propozycje, odchodzi to, co zbędne i co stanowiło jedynie balast dla mnie i obciążenie, coś, co zatrzymywało mnie w drodze…
Dziś już wiem, że nie ilość wybaczeń, chęci, pozytywnych intencji, słów i modlitw z prośbami działa, ale jedynie moje powierzenie się Boskiej Obecności, poddanie się, wiara i zaufanie w rozwiązania i drogę prowadzącą w najlepszym kierunku choć dla mnie nową i nieznaną.
Jest to najprostszy sposób, dla każdego z nas, ale czy najłatwiejszy ?- pewnie tak, gdy poddamy się i otwiorzymy na przyjecie tego, co pojawia się, bez naszego osobistego celu i zamiaru. Puszczamy to, co trzyma nas na uwięzi, tradycje, logiczne – rozumowe myślenie, wierzenia, przekonania, zobowiązania i powinności.
Warto Aniu, byś proces zmiany zastąpiła procesem manifestowania się rzeczywistości w pełni, w zgodzie ze swoim potencjałem bez jakiegokolwiek systemu wierzeń czy zahamowań.
Wszystko co działo się, dzieje po drodze to tylko kolejne próby i doświadczanie własnego ego i tego, co nie działa, by móc w końcu otworzyć się i pozwolić sobie, żeby rozbłysło światło, a Ty byś stała się jeszcze bardziej sobą.
Aniu gratuluję, jesteś na najlepszej drodze – drodze miłości, która zmienia Ciebie i świat za każdym razem, gdy zastępuje brak miłości.
Z miłością Małgosia
Ps. Do zobaczenia na szlaku.