Jacek Wojciech Poteralski, nauczyciel Vedic Art, przytacza na swej stronie www.vedicart.pl aforyzmy „vedicartowców” z różnych krajów. Tak więc Vedic Art. jest: światłem w nocy, wiecznością stworzoną z kolorów, wiosłami do łodzi, ptakiem na nieboskłonie, pocieszeniem dla płaczącego, energią życia dla tych, którym jej brakuje, pokarmem dla głodnego, a nawet lekiem dla alergika…
W oczach jeszcze innych osób Vedic Art jest: „Spotkaniem z nieograniczonością. Spojrzeniem na siebie oczami pełnymi miłości i zachwytu. Odnalezieniem swego miejsca we wszechświecie. Sposobem na uwolnienie uczuć. Chwilą prawdy, w której umysł nie może Cię odwieść od serca. Radością tworzenia. Stylem życia. Własną mocą twórczą. Oglądaniem swej unikalności”.
I być może tym wszystkim właśnie jest, ale w pierwszym dniu kursu jeszcze tego nie doświadczam, ani nie czuję. W pierwszym dniu prowadzonego przez Jacka Poteralskiego kursu jestem przede wszystkim przerażona. Uświadamiam sobie, że kredki miałam w ręku kilkanaście lat temu, farby jeszcze wcześniej i zawsze źle rysowałam. Jacek mnie uspokaja, że to jest na początku naturalna reakcja. Ale stresować się nie należy; wszak Vedic Art uczy bycia wolnym. Tu nikt nikogo nie ocenia, nie krytykuje, nie wymaga się od adeptów tej sztuki znajomości technik, materiałów i kolorów. W momencie, kiedy stajesz przy sztalugach, nie musisz nawet wiedzieć, co chcesz malować. Po prostu wsłuchujesz się w swoje serce, w swoją duszę, wyrzucasz na zewnątrz to, co czujesz. Najlepiej jak potrafisz, ubierasz w kształty i kolory swoje myśli, odczucia, wrażenia.
Vedic Art to malarstwo, które jest wynikiem procesu otwierania się na kreatywność – to ścieżka osobistego rozwoju poprzez twórczość. Wychodzi z założenia, iż każdy człowiek ma taki sam potencjał twórczy, który rozwijać można tylko drogą indywidualnych doświadczeń.
W takim tempie, jakie sam, uważa za stosowne. Jedyną wspólną „mapą nawigacyjną”, według której płyną wszyscy „vedicartowcy” jest 17 zasad. Każda następna rodzi się z poprzedniej – połączone są ze sobą jak ogniwa łańcucha. W sumie stanowią pewną całość obrazującą proces tworzenia nie tylko w malarstwie, ale także w życiu.
Kurs trwa pięć dni. Jacek Poteralski już na początku zaznacza, że każdy dowolnie reguluje sobie czas przerw w malowaniu. Jeśli ktoś poczuje zmęczenie, może napić się kawy lub wyjść na zewnątrz pooddychać świeżym powietrzem – mówi i uśmiecha się promiennie nauczyciel – poczekaj, aż zacznie ci się malować łatwo. Twórczość ma być radosna i nieść szczęście. Niczego nie robimy na siłę, uczymy się być wolni. Ludzie uważają, że trzeba się ciężko napracować, by coś osiągnąć, a Vedic Art mówi, że to nieprawda. Że można robić to, co się lubi, być na luzie, pracować z przyjemnością, mieć czas na sen, odpoczynek i zarabiać przy tym dostatecznie dużo, by się utrzymać.
Koła, elipsy, kosmosy
Pierwszy i drugi stopień kursu Vedic Art Jacek Poteralski prowadzi równocześnie. W piątkowe popołudnie spotykamy się w Liceum Plastycznym na ulicy Smoczej w Warszawie. Zaawansowani malują przy sztalugach na korytarzu, początkujący – w klasie, przy stolikach. Obok mnie energicznie macha pędzlem Mira. Przyjechała na kurs, aż z Opola. Gdy podczas przerwy opowiada mi o swej drodze do malowania, przypominam sobie refleksje kolejnego adepta Vedic Art wyczytane w Internecie. „Vedic Art to wyrażanie samego siebie, dotarcie do własnego wnętrza i przypomnienie sobie kim się jest. Jest drogą do oświecenia poprzez tworzenie i samopoznanie siebie”.
Przed Mirą ta droga otworzyła się nagle – jak błyskawica, jak grom z jasnego nieba.
Z wykształcenia Mira jest pedagogiem, jest też instruktorką Radykalnego Wybaczania (Radykalne Wybaczanie to znana terapia, przeszły przez nią tysiące Polaków, wyszkolonych zostało kilkuset terapeutów, we „Wróżce” była wielokrotnie opisywana – czytelnicy wiedzą o co chodzi). Zawodowo zajmuje się nauką języków obcych w głębokim relaksie, współpracuje z firmą Sita. Przez trzy dni warsztatów maluje różne koła i elipsy. Dynamicznie z rozmachem – odnosi się wrażenie, że kompozycje na jej obrazach wirują. Pierwszego dnia maluje kredkami na kartonie, drugiego – akrylowymi farbami na płótnie. Pędzlami, a potem dłońmi. Kolistymi ruchami energicznie rozciera farbę, aż słychać szorowanie rąk o papier.
Od kilku lat prowadzi własną działalność gospodarczą, mówi o sobie „bizneswoman”, a tu któregoś dnia wpadła jej do głowy infantylna, ale bardzo natrętna myśl, że natychmiast powinna zacząć malować. W biały dzień przyszła do niej bajeczna wizja: ubrana w białą suknię, stała na ogromnym nasłonecznionym tarasie, z którego widać było przepięknie wzburzone morze, i malowała… Przypadkowe natknięcie się na sklep z artykułami plastycznymi dopełnił „szaleństwa”: bez namysłu weszła i poprosiła o najprostszy zestaw do malowania. – Bo ja nie umiem malować, ale bardzo bym chciała – powiedziała do zdumionego sprzedawcy. Zrozumiał, dobrał jej blok, farby i pędzle, do dzisiaj są przyjaciółmi.
– Po prostu malowanie do mnie przyszło i jest – uśmiecha się Mira. – Czasem mam na nie taką ochotę, że rzucam wszystko, przekładam spotkania, dzieciom mówię, że mnie nie ma, i cały dzień maluję.
Ewa zaliczyła już pierwszy i drugi stopień Vedic Art, teraz czeka na kurs nauczycielski. W styczniu ma go poprowadzić sam twórca metody – szwedzki malarz Curt Kallman (czyt. Kurt Siellman•••••). Na październikowych warsztatach Ewa zjawia się towarzysko. Kiedy maluje się w grupie, atmosfera jest zawsze bardziej twórcza, mówi, jest się z kim wymienić refleksjami, no i Jacek co jakiś czas przypomina kolejne zasady. Pierwszego dnia Ewa maluje na korytarzu, ale drugiego przenosi się do klasy, pod okno. Duży obraz w tonacji pomarańczowo-brązowej, który maluje akrylem na płótnie, nazywa się „Oko Horusa”. W pierwszym dniu warsztatów Ewa zanurzyła w farbie swoje dłonie i odbiła je na środku płótna. Potem zaczęła domalowywać różne elementy wokół dłoni, nie mając – jak to w Vedic Art – ostatecznej wizji dzieła. „Oko Horusa” objawiło się trzeciego dnia, jakoś tak samo…
Ewa trafiła na Vedic Art w styczniu 2008 roku, z powodu psychicznego „doła”. Życie wydawało się jakieś mroczne, skończył się pewien etap, czuła się trochę jak w pułapce. Może dlatego, że od piętnastu lat wykonuje zawód bardzo techniczny, a ma naturę humanistki, zawsze interesowała się sztuką, pisze wiersze… Choć ani ona, ani nikt w rodzinie wcześniej nie malował, kiedy znalazła w Internecie ogłoszenie o Vedic Art, od razu poczuła, że to właśnie dla niej!
Łukasz, grafik komputerowy, maluje na płótnach cudowne małe kosmosy. Maluje bardzo szybko – w pierwszym dniu warsztatów namalował aż trzy obrazy. Na ciemnych tłach cieniutkie pulsujące złote linie i połyskujące brokatem punkciki, połączone w delikatne, misterne sploty. Z daleka jego obrazy wyglądają jak rozgwieżdżone galaktyki, z bliska – jak wykwintna materia na elegancką balową kreację. – Przyszedłem na Vedic Art – mówi Łukasz – bo malowanie pozwala mi wyjść poza sztywne ramy mentalne oferowane przez świat, w którym na co dzień żyję.
Magdalena, z zawodu dziennikarka, maluje klasyczne serce. Takie, jak malują pierwszaki. Lecz jej serce ma długie, cienkie wypustki z pętelkami, które nie wiadomo do czego służą. A może to zawiłe meandry jej uczuć?…Tonacja obrazu: pomarańcz, złoto, brąz. Magdalena cyzeluje każdy szczegół, więc choć obrazek nie jest duży, poświęca mu prawie dwa dni warsztatów. Po raz pierwszy zjawiła się na Vedic Art w sierpniu 2008 roku. – Gdy popatrzyłam na kredki, farby, blejtramy, na tę całą feerię kolorów, z których każdy mogę sobie wybrać, wycisnąć na płótno nawet cała tubkę i pomazać, jak mi się podoba, poczułam się jak dziecko w sklepie z zabawkami! Wszystko we mnie drżało z radości, całe moje wnętrze wibrowało. Gdy wróciłam do domu, nie mogłam ustać w miejscu; tańczyłam, śpiewałam, byłam szczęśliwa jak nigdy.
O malowaniu marzyła od dziecka, ale jakoś nie mogła się za to zabrać. Brakowało jej chyba wiary w siebie, bo w domu mówiono jej, że się do tego nie nadaje, że aby zostać malarzem trzeba mieć wielki talent, a ona nie ma. Gdy z rodzinnego miasta przyprowadziła się do Warszawy, musiała dużo pracować, by się utrzymać i znów malowanie poszło w kąt. Kilka razy wpadały jej w ręce ulotki o warsztatach Vedic Art, a kiedy wreszcie przyszła na ten kurs, zrozumiała, że malowanie i zajmowanie się sztuką to jej droga życia. Zaliczyłam pierwszy i drugi stopień u Jacka, w styczniu wybiera się na kurs nauczycielski do Curta Kallmana.
Skutki pewnego chrząknięcia
Przed rozpoczęciem malowania Jacek rozdaje kartki i ołówki. Pierwszy punkt zajęć to chaotyczne bazgranina. Linie proste, koliste, faliste i ząbkowane – jakie tylko przyjdą nam do głowy. Idzie mi opornie – najpierw moje linie są niepewne i skupione na małej przestrzeni, ale stopniowo nabieram rozmachu. Czuję też, że jakoś ciepło robi się w okolicach serca. Nie wiem, jaki, ale na pewno jest jakiś związek miedzy moją ręką a resztą ciała. Baszka z Wolimierza, malarka Vedic Art, współorganizatorka jesiennego pleneru w swoim rodzinnym mieście w Karkonoszach, wspomina ten moment tak: „Kreśliłam i byłam wkurzona, myślałam sobie: ależ to głupota. I co, od takiego bazgrania mam dojść do malowania? Przecież to absurd! A Jacek chodził po sali, patrzył na te linie i spokojnym głosem mówił, że takie kreślenie uaktywnia prawą półkulę mózgu. Że na konferencjach ich uczestnicy dlatego tak bazgrzą, bo „wysiada” im lewa półkula, odpowiedzialna za logiczna myślenie. Agresja we mnie rosła, chciałam, by to ćwiczenie już się skończyło. Po dłuższym czasie dotarło jednak do mnie (czy raczej do mojej nad -, pod – czy nie-świadomości, nie wiem), jak ważne jest to rysowanie. I dziś potrafię kreślić linie nawet 20 minut, spokojnie i z przyjemnością.”
Czas kreślenia linii Jacek wykorzystuje na dzielenie się teorią Vedic Art.
Vedic Art, czyli sztuka wedyjska, albo sztuka oparta na Wedach, ma swoje źródło w słynnych starożytnych hinduskich księgach zawierających kompletną wiedzę na temat wszystkich dziedzin życia. Przywiózł ją do Europy mistrz medytacji transcendentalnej Maharishi Mahesh Yogi (1917– 2008), któremu z kolei jego guru polecił dostosowanie wedyjskich mądrości do potrzeb człowieka Zachodu.
W sięrpniu 1967 r gdy Maharishi przyjechał do Europy gdzie spotkał zespół The Beatles i zaprzyjaźnił się z nimi ucząc ich medytacji transcendentalnej TM. A w 1968 r czterech chłopców z Liverpoolu wyjechało z nim do Rischikesch w Indiach gdzie wzięli udział w kursie nauczycielskim TM i rozwijali się duchowo przez dziewięć miesięcy. Maharishi zyskał nawet przydomek jogina Beatlesów. Zespół rzucił świat na kolana i jego kariera toczyła się jak burza. Wśród wielu podopiecznych Maharishiego znaleźli się studenci Akademii Sztuk Pięknych ze Sztokholmu. Nazwali się „studencka grupa malarzy medytujących TM”, a jednym z jej członków był Curt Kallman. Kiedyś, podczas spotkania na Majorce, Maharishi wyraził życzenie, aby któryś z młodych malarzy podjął się ważnej misji. Mistrz pragnął oto, by ktoś uczynił z elitarnej sztuki malowania narzędzie rozwoju duszy dostępne każdemu człowiekowi na Ziemi. Aby stworzył system pozaakademickiego, wolnego kształcenia, które jednocześnie uczy malowania i sztuki życia. Na sali zapadła niezręczna cisza. Aby ją przerwać, Kallman chrząknął. Wtedy Maharishi spojrzał na niego i powiedział: „Wiedziałem, że to ty właśnie się zgłosisz”. Po kilku miesiącach przysłał do Sztokholmu swoich współpracowników, którzy przekazali Kallmanowi 17 zasad Vedic Art. Malarz dostosowywał je do potrzeb człowieka Zachodu przez kolejnych 14 lat i wreszcie – w 1988 roku – zaczął wprowadzać sztukę Vedic Art w życie. W Szwecji na prowadzonych przez niego warsztatach zjawia się po kilkaset osób, w tym – regularnie – członkowie rządu i rodziny królewskiej. Olbrzymią popularność zyskał również wśród studentów Akademii Sztuk Pięknych w Sztokholmie, której – jako dobry malarz – został wykładowcą jeszcze przed rozkwitem Vedic Art. Gremialne zapisywanie się młodzieży na zajęcia Kallmana, podczas gdy sale innych mistrzów świeciły pustkami, przyczyniło się do tego, że któregoś dnia Rada Akademii jednogłośnie… wylała go z pracy. Vedic Art zbyt mocno koliduje z zasadami malarstwa akademickiego, aby ten osobliwy spadek po Maharishim mogli zaakceptować nobliwi europejscy mistrzowie pędzla. Od studentów ASP należy ich zdaniem wymagać czegoś zupełnie innego.
Gdyby nie pani Halina…
Gdy Kallman prowadził pierwsze kursy Vedic Art, w Szwecji już od kilku lat mieszkała pewna Polka, Halina Łucka. Znała język, pracowała w dobrze prosperującej firmie. I któregoś dnia, jak wielu obywateli tego nadopiekuńczego państwa, poczuła się psychicznie wypalona. Uznała, że czas zwrócić się o pomoc do lekarza. Kiedy czekała na wejście do gabinetu, doktor wyniósł jej do poczekalni przybory do rysowania i kazał namalować coś na kartce papieru. Po pół godzinie Halina stwierdziła, że czuje się znakomicie. Do gabinetu już nie weszła. Sześć tygodni później znalazła informację o kursach Vedic Art. Nie tylko okazała się bardzo zdolną malarką, ale zaprzyjaźniła się z Kallmanem, ukończyła jego wszystkie kursy i została nauczycielką sztuki Vedic Art. W lipcu 2005 roku na prośbę przyjaciół Małgorzaty Przygońskiej i Jacka Poteralskiego poprowadziła pierwsze warsztaty w Polsce warsztaty. Jacek biznesmen, szukając ciekawych rozwiązań na swoje życie zdobywał wiedzę na kolejnych kursach rozwoju osobistego i duchowego, jednak z prawdziwą pasją i zaangażowaniem rozpoczął misje upowszechniana tej metody w Polsce. Rok temu, wraz z Małgorzatą, wybrali się do Szwecji, gdzie ukończyli kurs nauczycielski Vedic Art u samego Curta Kallmana.
Nazajutrz po październikowych warsztatach w Warszawie spotykamy się w hinduskiej restauracji Sadhu Cafe, gdzie oglądamy wystawę dotychczasowych prac malarzy Vedic Art. Kursów Vedic Art było już kilka, w tym dwa pięciodniowe w plenerze. Jest już co pokazywać – w sali Sadhu Cafe wisi ponad pięćdziesiąt obrazów. Kilka już zostało sprzedanych. Chociaż nie przedstawiają konkretnych form, choć najczęściej są to gry barw i świateł, wirujące dynamicznie „galaktyki”, jakieś labirynty i senne impresje, od czasu do czasu ktoś staje przed jakimś dziełem i nogi wrastają mu w podłogę. Obraz budzi zachwyt, uniesienie, niepokój, których sam oglądający nie umie nazwać. Małgorzacie udało się sprzedać jeden z pierwszych jej obrazów, który dumnie zawiesiła na ścianie dużego pokoju w swym mieszkaniu. Kiedy przyszła klientka na terapię, spojrzała na obraz i tak ją zachwycił, zahipnotyzował, że wróciła z nowym nabytkiem do domu.
– Vedic Art – mówi Jacek – powoduje lepsze wykorzystanie prawej półkuli mózgowej i dzięki temu zwiększa naszą kreatywność w każdej dziedzinie życia. Uświadamia nam moc tworzenia, która istnieje w każdym z człowieku.
Tradycyjne systemy nauczania ograniczają w nas od dziecka myślenie abstrakcyjne, zdolności twórcze
i wyobraźnię, które ulegają wyparciu do podświadomości. Brytyjscy psychologowie prowadzili kiedyś badania na grupie sześciolatków. Pokazały one, że ponad 90 procent z nich miało w bardzo wysokim stopniu rozwiniętą cechę kreatywności. Analogiczne badania przeprowadzone na czterdziestolatkach pokazały, że tylko 10 procent osób
w tym wieku jest ludźmi zdolnymi do tworzenia.
Jak na obrazach, tak i w życiu
Zasady Vedic Art to nie drętwe reguły. To czasem kilka zdań, a czasem jedno słowo, w którym doszukać się można drugiego dna, które – zanim zastosuje się w pracy twórczej – należy głęboko przemyśleć, przefiltrować przez swoje wnętrze.
Największy wpływ na życie Ewy miała zasada o nazwie Skala. Jej treść brzmi: „Wybierz jeden z obrazów, które już ukończyłeś. Wybierz jakiś szczegół i uważnie mu się przyjrzyj. Przejdź do kolejnych szczegółów na tym samym obrazie. Prawdopodobnie odkryjesz, że na twoim obrazie istnieje wiele <mniejszych obrazów>”. Do tego jest komentarz Kallmana: „Zwróć uwagę na jakiś szczegół, który przyciągnie twoją uwagę i dojrzyj inspirację czegoś nowego, odpuszczając lęk przed zniszczeniem tego co już zrobiłeś – nie przywiązuj się. Zobacz co chcesz uwydatnić. Skala rozwija twoją twórczą wyobraźnię. Zmysł wzroku łączy się ze świadomością, a świadomość
z jeszcze subtelniejszym poziomem stworzenia. Skala aktywuje w tobie to co widzi Trzecie Oko.”
Rozmyślając nad tą zasadą, Ewa spojrzała inaczej nie tylko na malowany wówczas obraz. – Ujrzałam swoje życie w zupełnie innym świetle niż dotychczas – opowiada. – Jakby z drugiej strony zwierciadła. Całkiem inaczej zobaczyłam różnych ludzi i ich rolę w moim życiu. Poczułam do nich wdzięczność i miłość, jakich wcześniej w sobie nie miałam. To było dla mnie odrodzenie. Uwolniłam się też od pewnych ograniczeń, które mnie trzymały na uwięzi, hamowały mój rozwój. Nauczyłam się wolności. Przestałam na przykład używać słowa „muszę” – zarówno w stosunku do siebie, jak i w stosunku do męża i dzieci. Życie stało się radośniejsze, łatwiej jest rozpoznawać, jaką drogą pójść dalej, łatwiej podejmować decyzję. Czuję się tak, jakbym dostała nowe życie.
I nowe życie Ewa chce mieć w rzeczywistości. Planuje rzucić dotychczasowy zawód i stać się kimś całkiem innym, czyli nareszcie stać się sobą. – Dzięki Vedic Art stałam się odważna, przestałam bać się jutra.
Łukasz zmienił po kursie mieszkanie. Wynajął teraz takie, w którym ma więcej przestrzeni i spokojniejszą atmosferę do malowania. Kiedyś bał się takich zmian, myślał, że o nowe lokum będzie bardzo trudno. Kiedy stanowczo jednak podjął decyzję, nowe świetne mieszkanie znalazł w godzinę. – Maluję teraz kiedy chcę, jak chcę, nie ma reguły. Przecież nie chodzi o to, aby malować, ale o to, aby być szczęśliwym i żyć w zgodzie z tym, co się czuje.
Magdalena przyszła na Vedic Art w przededniu rozstania z narzeczonym. Coraz gorzej się rozumieli, kilkuletni związek zawisł na włosku. W głębi serca bała się jednak cokolwiek zmienić. Miała o to do siebie pretensje. Nie raz już zresztą tkwiła w stresującej ją sytuacji kosztem własnego komfortu, bo panicznie bała się zmian. Aż do dnia, kiedy na warsztatach Vedic Art, przerabiając kolejną zasadę, musiała zamalować gotowy obraz. Ten pierwszy bardzo się Magdzie podobał, więc była wściekła, ale przemalowała. Okazało się, że nowy obraz wyszedł dużo piękniejszy od poprzedniego. Od tamtej pory przestała się bać zmieniać życie. Zrozumiała, że to, co odchodzi, robi miejsce czemuś lepszemu. Stała się bardziej tolerancyjna, zaczęła akceptować ludzi takimi, jakimi są. Ocaliła związek ze swym chłopakiem, bo przerabianie innych zasad nauczyło ją dialogu i koncentracji na swoich potrzebach. – Przedtem związek był dla mnie ważniejszy niż ja sama – mówi Magda – a teraz jest na odwrót. Daliśmy sobie więcej swobody, każde z nas realizuje siebie, przez co nasz związek staje się pełniejszy, bogatszy. Mój chłopak zachwyca się moimi pracami, dopinguje mnie do malowania, a ja jego dopinguje jego w jego pasjach. Jesteśmy siebie bardziej ciekawi, jesteśmy lepszą parą niż kiedyś. Dzięki Vedic Art zyskałam pewność, że tak, jak dobieram kolory na palecie, tak mogę układać to, co chcę w życiu robić. Tak, jak maluję obraz, tak mogę malować swoje życie. I na obrazie, i w życiu to ja decyduję, ile będzie tam światła, koloru i przestrzeni. Gdy mi się obraz nie podoba, biorę inną farbę i zamalowuję go. Gdy nie jestem szczęśliwa, zmieniam pracę, pasje, znajomych. Odkąd maluję, bardzo dbam o to, aby każdy dzień był naprawdę szczęśliwy.
Tekst: Anna Frankowska
Zdjecia: Sławomir Kubala
Opublikowane: „Wróżka” 01/2009