Tekst: Małgorzata Przygońska. 

  

Czuć się jak Bóg, który tworzy świat ze swej wyobraźni.  

Vedic Art jest wiecznością stworzoną z kolorów, światłem w nocy, wiosłami do łodzi, lekarstwem dla alergików, energią życia dla tych, którym jej brakuje. To pocieszenie dla płaczącego, pokarm dla głodnego, sposób na wypuszczenie uczuć, spotkanie ze sobą klucz do klatki, z której musisz wyjść.

Jest lipcowy upalny poranek, kiedy wraz z grupą przyjaciół siadamy na werandzie letniego domu, żeby rozpocząć osobistą przygodę z twórczością, docieraniem do swojego potencjału, otwarciem na kreatywność.

 

Nikt z nas nie wie dokładnie co się za tym kryje, bo wszystko owiane jest tajemnicą.

Wiemy tylko, że poznamy siedemnaście zasad, kroków które przyczynią się do naszego rozwoju, otworzą na kreatywność i będą nas prowadzić do poznania własnego wnętrza.

 

Dziwne mi się to wszystko wydaje i niecodzienne, bo Halina Łucka, moja  przyjaciółka ze Szwecji, która jest nauczycielem Vedic Art nie zdradziła mi, na czym będzie to polegało.

 

Poznasz wszystko w osobistym doświadczeniu. Niczego nie mogę opowiedzieć; wszystko trzeba przeżyć… –  odpierała moje pytania.

                 

Halina pracuje w Skandynawii jako healler, terapeuta i nauczyciel Vedic Art. Uczyła się u samego założyciela Curta Kallmana, szwedzkiego malarza, który  po ukończeniu Akademii Sztuk Pięknych w Sztokholmie, w 1974 otrzymał 17 zasad Vedy od znanego „jogina Beatlesów” i twórcy Medytacji Transcendentalnej, Maharishiego. To właśnie ten Mistrz poprosił Curta o zbudowanie podwalin do nauczania sztuki Vedy na Zachodzie. I właśnie Halina wypełniając swą życiową misję będzie nas uczyć wg. tej metody w Polsce.

 

Z zaciekawieniem  i zainteresowaniem wysłuchujemy najpierw informacji na temat tego kim jest twórca metody Maharishi Mahesh Yogi, a potem jak doszło do tego, że szwedzki malarz Curt rozpowszechnia ją w świecie.

                    

Początkowo każdy z nas miał obiekcje co do tego czy my się w ogóle nadajemy do tego, żeby malować. Ostatnio tzw. pędzle malarskie, lepiej powiedzieć pędzelki, mieliśmy w rękach kilkadziesiąt lat temu w szkole podstawowej, ale Halina uspokaja nas i śmieje się z naszych obaw mówiąc, że ona też była w takiej sytuacji, a dzisiaj sama maluje i zdobyła kwalifikacje nauczyciela tej metody. Jak pięknie maluje mogę potwierdzić, bo widziałam jej prace.

 

Zaczynamy.

Nauczycielka prosi nas, żebyśmy wzięli do ręki ołówki i na czystych rysunkowych kartach przez kilkanaście minut rozrysowywali się, to jest kreślili linie bez odrywania ołówka od papieru, a ona w tym czasie będzie nam opowiadać historie z życia wzięte czyli o twórcy metody, o sposobie jego pracy i nauczania, a w końcu o tzw. pierwszej zasadzie. 

 

Kreślimy kółka i jakieś bohomazy śmiejąc się trochę nerwowo jeszcze spięci i niepewni siebie. Halina wyjaśnia, że niczego przez cały czas nie będzie oceniać, że cokolwiek zrobimy będzie dobrze, ale tak naprawdę nikt w to nie wierzy, bo przecież doświadczenia wyniesione z naszych szkół są całkowicie odmienne. Dzieci do dziś nęka się stopniami, porównywaniem, rywalizacją, zamiast pozwalać im swobodnie się rozwijać i ujawniać swoje talenty.

 

Po wysłuchaniu pierwszej zasady pada polecenie:                

 Przystąpcie do pracy, macie na to dwie  godziny.                

 – Jak to? – pytamy,  bo wydaje się nam, że nie mamy kompletnego pojęcia czego od nas oczekuje. Zamiast tego słyszymy:               

Wszystko jest w Was. Musicie tylko do tego dotrzeć.

                                  

Taka odpowiedź towarzyszy każdemu naszemu pytaniu i zmusza nas w końcu do samodzielnego wybrania pędzli, kredek, pasteli, formatu papieru czy płótna. Żadnych sugestii; mamy wolny wybór.

               

– Usłyszysz temat, a gdzieś tam w środku znajdziesz odpowiedź. Tam gdzie bije twoje serce, tam gdzie mieszka twoja dusza – tłumaczy i spokojnie obserwuje nas przy pracy. Ociągamy się w końcu jednak każdy z nas coś wybiera i zaczynamy. Nasza nauczycielka przygląda się jak malujemy, a my po cichutku jak dzieci pytamy:                

– Dobrze?  

Halina uśmiecha się i zostawia nas ze swoją twórczością. Po półgodzinnej  przerwie, słuchając opowieści o drugiej zasadzie, zaczynamy kolejny krok od rozrysowywania się.

< p style=”text-align: justify;”> 

Vedic Art jest wiecznością stworzoną z kolorów, światłem w nocy, wiosłami do łodzi, lekarstwem dla alergików, energią życia dla tych, którym jej brakuje. Jest pocieszeniem dla płaczącego, pokarmem dla głodnego, sposobem na wypuszczenie uczuć, spotkaniem ze sobą, jest kluczem do klatki, z której musisz wyjść. 

 

Powoli orientujemy się, że malując możemy wypłakać swe żale, wyrzucić z siebie złość, wszystko czego nienawidzimy, to za czym tęsknimy,  to czego się boimy i wszystko co kochamy.          

Do dzieła  malujcie! –  zachęca z jakąś niezwykłą energią emanującą z jej głosu.

 

Kurs trwa pięć dni i po drodze dzieją się z nami różne rzeczy.                

Uwalniane na płótno emocje mają też  swoje odzwierciedlenie w naszych zachowaniach, wypowiedziach, gestach.

               

O dziwo, nikt nas nie uczy malowania, a wszyscy malujemy. 

Pojawiają się różne emocje, łzy i pretensje. Po zajęciach idę nad zalew, żeby na cały głos wykrzyczeć złość, która wydobywa się gdzieś z mojej głębi gdzie przez lata przebywała w ukryciu. Opór materii czyli nas samych jest tak duży, że Antonio spóźnia się kilka godzin bo  nie może uruchomić samochodu, żeby dojechać do nas kolejnego dnia. Napięcie w nas raz rośnie, to opada, jak fale na wzburzonym  morzu, czujemy to ciałem i całym sobą. Jest upał, który potęguje wrażenia. Szukając cienia przenosimy się z jednego miejsca na drugie, ale wszyscy wiemy, że w ten właśnie sposób uwalniamy się z kajdan i więzów naszych osobistych ograniczeń.

 

Trzeciego dnia podglądamy z Wandą z zachwytem Jacka, który po dłuższych zmaganiach z samym sobą, nie bacząc w końcu na nic, po prostu porzuca wszelkie bariery i ograniczenia i idzie na całość. Najpierw maluje, maluje, a potem bierze zapalniczkę i wypala dziurę w obrazie, a my przyglądamy się temu z uznaniem i podziwem, widząc wewnętrznym wzrokiem wszystkie blokady, które odpuścił.

               

 Halina powtarza:               

– To jest wasza chwila prawdy, w której umysł nie może was odwieść od serca. Jest odkryciem waszego potencjału i obudzeniem mocy do urzeczywistnienia go. Jest radością tworzenia, dostrzeżeniem swej unikalności i spojrzenia na siebie oczami pełnymi miłości i zachwytu.

 

Z każdą godziną malowania czujemy się pewniejsi siebie, bardziej radośni i szczęśliwi. Kiedy wybieramy płótno nie wiemy jaki będzie rezultat końcowy, jak połączą się kolory, jakie powstaną kształty, ale nikt już się o to nie troszczy.

 

To cud tworzenia, który dopiero poznajemy w trakcie jego procesu. O dziwo nikt nas nie uczy tutaj malowania, a wszyscy malujemy. Każde zapełnione płótno wieszamy w naszej galerii i oglądamy, podziwiając. Zadziwia nas własny rozwój. 

              

Do pracy z kolejną zasadą wybieram akwarele i małe płótno, a po zakończeniu malowania dostrzegam, że stworzyłam pejzaż na wzór japońskich dzieł. Wszyscy zauważają również to podobieństwo, a ja jedynie mogę  wytłumaczyć to wspomnieniem z  jakiegoś wcześniejszego wcielenia, bo świadomie przecież tego nie namalowałam.

               

Każdy z nas pracuje inaczej. Wanda maluje bardzo szybko, używa dużo farb, często wyciska je z tub wprost na płótno, najchętniej rozprowadzając je gąbką, tak, że nawet Halina, która z reguły  niczemu się nie dziwi zdumiona jest tempem jej pracy. Każdy z nas coś  jeszcze dopracowuje, poprawia, uzupełnia, a Wanda sięga już po następny blejtram, żeby malować kolejny obraz.

 

Ela prezentuje swój talent w całej okazałości i na amarantowym podkładzie  dużego płótna maluje pięknego anioła wykorzystując wcześniej przygotowaną  mieszankę farb stworzoną z białej, ecru i złotej. Moczy w niej ręce i jak dziecko z zachwytem i radością jednym ruchem rozprowadza na płótnie. 

               

W miarę jak przybywa obrazów w naszej galerii  wyraźnie widać jak się rozwijamy i jak różni jednocześnie jesteśmy od siebie. Chyba za wcześnie by mówić o stylu, ale nasze prace są rozpoznawalne. Prace Antonia okazują się naprawdę piękne i głębokie. To wszystko nas zachwyca

.              

Czujemy się bogami, którzy tworzą świat ze swej wyobraźni. 

                

Wieczorami ciągniemy anielskie karty, które Halina przywiozła ze sobą i odczytujemy jakie przesłanie niosą dla nas każdego dnia.

 

Przedostatniego wieczoru siadamy w kręgu na dywanie i intonujemy mantrę -om, palimy agnihotrę, a potem zagłębiamy się w medytacji przy specjalnie dobranej  muzyce. Czujemy jak energia podnosi się, wibruje, jak stajemy się jednią. 

                        

Wreszcie ostatni dzień. Dziś dokonujemy selekcji. Halina mówi, że możemy spalić to wszystko czego nie chcemy. Wrzucamy do paleniska  niechciane malowidła i idziemy na obiad.

Nagle słyszymy trzask palących się suchych gałęzi. Kiedy przybiegamy, już pali się pobliski krzak i sterta zgromadzonych gałęzi. Języki ognia rozbiegają się w szalonym tempie wypalając suchą trawę.

                

Rzucamy się do noszenia wody i zalewania ognia. Jacek przeskakuje przez płot sąsiada, bo ogień rozprzestrzenia się w tamtym kierunku. Wzywam straż pożarną, bo nie wiadomo czy damy radę sami. Jacek  biega z wężem po rozżarzonej działce sąsiada polewając suchą trawę, żeby ogień nie przeniósł się na las. Najbardziej opanowany jak zwykle okazuje się Antonio, który ze spokojem wchodzi na krzesło i z tej wysokości kieruje akcją informując Jacka gdzie rozprzestrzenia się ogień. Kiedy przyjeżdża straż pożarna ogień jest już ugaszony. Jeszcze tylko sprawdzają czy w tym upale nie wznieci się ponownie i odjeżdżają. A my siadamy w ciszy  na werandzie i uświadamiamy sobie jaką ogromną moc miały nasze dzieła i co spaliliśmy.

 

Jeszcze kilka fotografii, pożegnalne uściski, podziękowania i przyrzeczenia na kolejne spotkanie następnego roku. Wyjeżdżamy bogatsi o nasze dzieła, doświadczenie, odkrycia, których dokonaliśmy, bliżsi nawzajem i sobie samym.

 

 Przez cały rok w kolejne wolne weekendy spotykaliśmy się z Wandą, żeby razem  malować. Nasze domy są pełne obrazów i już z utęsknieniem czekamy na kolejny warsztaty Vedic Art. Warto zachęcić do udziału w nich wszystkich, dla których otwartość może okazać się własną drogą do twórczości. Młodzież powyżej 12- tu lat może również uczestniczyć z opiekunem bezpłatnie, pod warunkiem, że będzie miała swój indywidualny zestaw malarski.

 

Szczegółowe informacje: www.vedicart.pl  https://zwiazki.com.pl

Listy i pytania można kierować na adresy mailowe:

jacek.poteralski@vedicart.pl  tel.603-214-928

malgosiaprzygonska@zwiazki.com.pl  tel.601-345-425

    

Artykuł opublikowany w „Nieznanym Świecie” nr.11, 2007r