4.01.2010r.
Witam ciepło z zimowej Irlandii, trochę onieśmielona,
ponieważ skierował mnie do Pani przysłowiowy „przypadek”.
Piszę „przysłowiowy”, ponieważ wiem, że wszystko, co nas w życiu spotyka, ma swój sens.
Przeglądałam właśnie nowości na rynku wydawniczym – książki, których nie znam, i te,
które mogłyby pomóc mi inaczej spojrzeć na sytuację, w której się znalazłam….
Stąd Pani.
Nie znamy się, ale wyjątkowo nie przeszkadza mi to 🙂
Czemu piszę?
Ponieważ, kiedy człowiek znajduje się na rozstaju dróg, zawsze szuka potwierdzenia wyboru.
Piszę zrozstajów… Tymczasem Wigilia przed nami.
Moja głowa zajęta myślami.
Serce rozdwojone pomiędzy dwoma miejscami na świecie…
Koncentruję się na dzieciach. To mnie ratuje.
Nikła nic wiążąca mnie z mężem zdaje się być coraz słabsza. Brakuje nam wspólnej płasczyzny duchowej, działań na płaszczyźnie ducha i serca. Działania zaspokajające nasze potrzeby zewnętrzne nie łączą ściśle… Do tego dochodzą jeszcze pytania męża o Boga, sarkastyczne… Ma to na pewno związek z jego poczuciem własnej wartości…., która na co dzień ujmuje też i mnie samej…
Teraz dopuszczam do głosu mój instynkt, moje uczucia po długim czasie. Wraz z tym przychodzi świadomość mnie samej, tego, czego chcę i potrzebuję.
Większośc mojego życia przebiegała wg oczekiwań innych wobec mnie samej... Pogubiłam się…
Długo by pisać.
Postanowiłam, że już w wakacje wracam do Polski.
Mam nadzieję, że kiedyś przyciągnę za soba i mojego męża, który jest przecież tatusiem naszych dzieci, ważną osobą dla całej naszej rodziny.
Wszystko ma swój czas. I czas rozsądzi.
W Irlandii nie potrafię żyć. Może z tego powodu, że mój mąż twierdzi, że jesteśmy na Irlandię skazani, że Irlandia to nasz zbawiciel od powszednich trudności finansowych. Może dlatego, ze mój mąż kategorycznie stw
ierdza, że do Polski nigdy nie wróci, bo tam nie ma nic dobrego? Popalił w Polsce za sobą mosty, zostawił po sobie niezbyt dobre wrażenie w ludziach… Mój mąż, czuję to, jest wspaniałym człowiekiem, ale zraża do siebie… Nie ma przyjaciół… Musi być bardzo samotny… A ja mam być dla niego całym światem… I wiem, że na pewno kocha mnie. Czuję się jednak przytłoczona. Buntuję się…. Bo moje korzenie zbudowały mnie. Cieszę się, że jestem tym kim jestem. Wiem, że do zycia potrzebuję wspólnoty. Wiem, ze wylatując z dziećmi do Polski, zostawiam Marcina bez wsparcia…
Czuję się winna z tego powodu.
To złożone. Życie stawia nas przed różnymi wyborami.
A w poniedziałek w naszej kuchni pichcić bedę juz bigos na pierwszy dzień świąt. Czeka mnie wyprawa po mrożonego karpia. Odważę się chyba tez zrobic indyka.
Adwent to niesamowity okres oczekiwania.
Moje całe życie postrzegam adwentowo 🙂
Boję się.
Nie chcę wegetować. Brakuje mi tu bodźców do rozwoju. Czuję, ze przestaję żyć, mimo że jeszcze oddycham… Z wykształcenia jestem pedagogiem. W Polsce czeka na mnie moje „dziecko” Stowarzyszenie „Można Inaczej” – www.moznainaczej.pl Nie potrafię podjąć pracy tylko dla uzyskania dochodów. Dodatkowym pewnie czynnikiem stopującym mnie jest słaba znajomość języka angielskiego (o ironio, dobra znajomość francuskiego 🙂 i słaba motywacja… Życie z tygodnia na tydzień ogranicza perspektywę widzenia samoistnie…
Nasze dzieci też ogarnęła stagnacja. Poziom szkół nie motywuje dzieci do rozwoju. Przyzwala na bylejakość…
Czy jest wybaczalne, że zostawię tu mojego męża i zajmę się sobą i dziećmi…. ? Mam głębokie poczucie winy. Trzynaście lat małżeństwa je pogłębia..
Brakuje mi kierunkowskazu 🙂 Kopniaka pełnego Milości.
Tyle w moim opowiadaniu wielokropków.
Przepraszam za „najście” 🙂
Serdecznie pozdrawiam i gratuluję odwagi, ponieważ odwagi wymaga pójcie własną drogą w harmonii z najbliższymi… Bo przecież wszyscy jesteśmy ukochanymi Dziećmi Boga.
Świąt Bożego Narodzenia pełnych cudów.
z pozdrowieniami
Beata
Witaj Beato!
Najpierw chciałam Ci napisać, że trudno jest wybierać między jednym, a drugim, itd. Ale to byłoby tylko zwyczajowe narzekanie, a od tego radze Ci odejść raz na zawsze.
Otóż, kiedy tak naprawdę, z głębi serca sobie odpowiesz na postawione jasno pytanie, Czy chcę mieszkać w Polsce czy w Irlandii. Czy chcę żyć z mężem czy odejść od niego,? Uzyskasz odpowiedź. Być może kraj, tylko pokazuje Wam wcześniejszy rozłam w związku lub jest ostrzeżeniem albo pokazaniem drogi powrotu do siebie?
Zobaczysz, że odpowiedź jest tylko jedna. Zgodna z Twoim sercem i duszą. Już sprawdziłaś, namacalnie będąc w Irlandii jakiś czas, że to miejsce nie jest dla Ciebie. Nie wyczytałam też w Twoim liście, żeby Twój związek dzięki wyjazdowi się umocnił, zbliżył Was do siebie, lub żeby lepiej czuły się Wasze dzieci.
Ty nie masz pytań, Ty znasz odpowiedź, a brzmi ona zawsze i dla dla każdego idę za głosem mojego serca. Zwracam uwagę, na słowo mojego. Już sprawdziłaś, że wybory innych nie były Twoimi wyborami.
Kiedy opuszczsz siebie, tracisz kontakt z Bogiem, który przecież mieszka w Tobie, stąd tyle rozterek.
O nic mnie nie pytasz.
Zasugeruję Ci tylko szczerą, serdeczną rozmowę z mężem, (może gdzieś poza domem w miłej intymnej atmosferze). Powiedz mu o swoich uczuciach, nazwij je, powiedz mu gdzie rwie się Twoje serce. Zapytaj o jego uczucia i wysłuchaj go do końca. Zaakceptuj je. Każdy z nas ma prawo czuć to co czuje, z tym nie możesz dyskutować, ani podważać. Powiedz, dziękuję, że podzieliłeś się ze mną swoimi uczuciami. To jego uczucia – zapamiętaj to. Powiedz co możesz, a czego nie możesz zrobić, żeby pozostać w zgodzie z sobą. Wyjeżdzając nie musisz przestać go kochać, ani pozbawiać dzieci ojca, choć jest takie ryzyko, że rozłaka Was rozdzieli ostatecznie. Musicie być tego świadomi i otwarcie rozmawiać o tym z sobą oboje. Piszesz tak jakby wszystko było już postanowione, a może któreś z dzieci szczególnie gdy jest synem chce zostać z ojcem? Jeśli dzieci nie są malutkie włączcie je do rozmowy na ten temat wytłumaczcie co się dzieje pozwalając im wybrać, ale dopiero wtedy gdy Wy sami będziecie pogodzeni z sobą i wzajemnie zaakceptujecie swoje decyzje. Dzieci MUSZĄ mieć poczucie, że są kochane, chciane i że mogą na Was oboje liczyć. Wtedy bedą mogły bez czucia się winnymi brać odpowiedzialność za swoje wybory zgodnie z ich sercem. Potrzebują czuć Waszą akceptację, wsparcie i miłość obojga. Przeprowadzka, zmiana szkoły nie mówiąc już o kraju jest bardzo stresująca dla każdego. Oszczędźcie im dodatkowego stresu, co do tego z którym z rodziców mają być.
Jeśli zachowacie się dojrzale jako partnerzy, d
zieciom łatwiej bedzie zaakceptować wszelkie decyzje.
Przestań siebie lub kogokolwiek obwiniać – to najbardziej toksyczne uczucie, które pozwala innym i Tobie na manipulację sobą i innymi.
Koncentruj się na sobie, a nie na dzieciach czy mężu. Dzieci są szczęśliwe jeśli ich rodzice są szczęśliwi, a to już indywidualna odpowiedzialność każdego z Was.
Jeśli sami nie dokonacie wyboru, czas za Was tego nie zrobi. Brak decyzji też jest decyzją tyle ,że najgorszą.
Nie ciągnij męża za sobą, przecież sprawdziłaś, to nie działa. Decyzja o ewentualnym powrocie MUSI być jego decyzją jeśli już. Inaczej wpadniecie w pułapkę wzajemnych oskarżeń i obwiniania.
AKCEPTUJCIE SIBIE SAMYCH I SIBIE WZAJEMNIE WRAZ Z PRAWDĄ , KTÓRA SIĘ ZA TYM OBJAWIA.
Jeśli wyjedziesz od męża w zgodzie, miłość i z pełną akceptacją jego decyzji ( dzięki temu on zaakceptuje Twoją decyzję) Wszystko Co najlepsze może się dla Was wszystkich wydarzyć.
Korzystając z logiki, analizy, wyliczeń itp, żyjemy jak kalecy pozbawieni jakiejś ważnej części siebie. Kiedy akceptujemy decyzję płynącą z duszy jest to jedyny dobry wybór.
Serdecznie Cię pozdrawiam i całą Twoją rodzinę.
Z miłością Małgosia
Ps. Gdybyście chcieli skorzystać z indywidualnej sesji zapraszam na skypa.